Zapewne nie jeden raz w swoim życiu słyszeliście stare dobre porzekadło, zgodnie z którym człowiekowi wszędzie jest dobrze, ale najlepiej we własnym domu. Tylko czy aby na pewno? Wyobraźcie sobie sytuację, w której Wasze ukochane miejsce na ziemi, dom, w którym wiedziecie szczęśliwe i spokojne życie ciesząc się dobrodziejstwami każdego dnia, nagle stał się Waszym więzieniem... miejscem, w którym rozegra się największy z możliwych koszmarów jaki może przydarzyć się człowiekowi... Co byście wówczas zrobili? Jak byście się czuli? I najważniejsze: do czego bylibyście zdolni, aby zachować własne życie?
W obliczu tych pytań stanęła Lisa, kobieta samotnie wychowująca pięcioletnią córeczkę Anouk. Był piękny, słoneczny dzień. Nic nie zapowiadało dramatu, który miał niedługo nadejść. Korzystając z pogody, Lisa wieszała na podwórzu pranie. To właśnie wtedy zauważyła intruza na swoim podwórzu. Jego niechlujny wygląd, a zwłaszcza lodowate spojrzenie jego oczu sprawiły, że kobieta instynktownie wyczuła zagrożenie. Z chwilą, w której przekroczył próg jej domu, ona oraz jej córeczka stały się zakładniczkami prawdziwego szaleńca. Okazało się bowiem, iż mężczyzna jest zbiegłym niebezpiecznym kryminalistą, który od dwóch lat przebywał w więzieniu psychiatrycznym za brutalne morderstwa. A teraz jest tutaj. W domu Lisy. A ona musi być mu bezwzględnie posłuszna, jeśli chce pozostać żywa i móc ocalić ukochaną córeczkę. Nie rozumie tylko jednego - dlaczego kobieta, która była przypadkowym świadkiem wydarzeń w jej domu, dotąd nie wezwała pomocy... Czas płynie nieubłaganie i nie widać końca koszmaru, który spotkał Lisę i jej dziecko. Czy zdołają się z niego wybudzić? Czy nadejdzie ratunek zanim będzie dla nich za późno?
I pomyśleć, że powieść Simone van der Vlugt leżąc na półce i czekając na swoją kolej, moment, w którym zdecyduję się po nią sięgnąć, poświęcić jej swój wolny czas i przeczytać, wyglądała tak niepozornie... Nie spodziewałam się, że na zaledwie 236 stronach można zawrzeć tak wielki ładunek emocjonalny jaki towarzyszył mi podczas lektury. Z chwilą, w której wzięłam książkę do ręki i przeczytałam kilka pierwszych zdań, przepadłam dla świata zewnętrznego. Wciągnięta zostałam w wir wydarzeń rozgrywających się na jej kartach z taką siłą, że nie sposób było oderwać się od lektury i powrócić do rzeczywistości. Tu nie ma zbędnego wstępu, żadnych prologów i początkowych rozdziałów powoli rozwijających historię. W "Bezpiecznie jak w domu" akcja rozpoczyna się już od pierwszej strony i ani na moment nie spowalnia. Nie ma również stopniowania napięcia. Od samego początku adrenalina podskakuje do maksymalnego poziomu, a napięcie towarzyszy Czytelnikowi do ostatniej strony powieści, ostatniego zdania, wyrazu, literki. Gęsia skórka występowała na mej skórze i włos mi się jeżył podczas czytania tego, przez co zmuszona była przejść główna bohaterka. Byłam pełna podziwu dla jej heroizmu, odwagi, determinacji oraz siły matczynej miłości. Sama jestem matką i wiem, jak wiele dla kobiety to znaczy, jak cennym darem jest dziecko i ile jest się w stanie zrobić i poświęcić dla jego dobra oraz bezpieczeństwa. Dlatego też jeszcze silniej przeżywałam wszystko to, co spotykało Lisę. Wraz z nią czułam złość, ba! prawdziwą nienawiść, obrzydzenie i chęć mordu w stosunku do Intruza, który w tak brutalny sposób wkroczył w jej życie. Jednocześnie towarzyszyło mi poczucie bezsilności, które również odczuwała główna bohaterka. Bo jak walczyć z człowiekiem niepoczytalnym? Trudno jest przeniknąć do umysłu zabójcy, spróbować go zrozumieć. Nigdy nie wiadomo, jaki będzie jego następny ruch. Są nieprzewidywalni, a przez to tak niebezpieczni.
Ale powieść Vlugt to nie tylko opowieść o tym, co przydarzyło się Lisie. To również historia kobiety będącej świadkiem wydarzeń rozgrywających się w domu głównej bohaterki. A jest nią czterdziestokilkuletnia Senta, dziennikarka, matka trojga dzieci, żona Franka. Jej życie wydaje się być na tyle poukładane, by mogła mówić, że jest szczęśliwą kobietą. Jednak to tylko pozory. Jej małżeństwo od pewnego czasu przeżywa kryzys, co doprowadziło do tego, że Senta za plecami męża związała się z innym mężczyzną. Spotkania z nim są nie tylko ciekawym urozmaiceniem jej życia, ale również zaczynają stanowić coraz bardziej jego sens. Dzień, w którym trafiła ona pod dom Lisy, stał się momentem przełomowym w jej życiu. Zaczęła zadawać sobie pytania o to, na czym jej naprawdę zależy. Do czego ją to doprowadzi? Jakie decyzje podejmie?
"Bezpiecznie jak w domu" to powieść, która zadowoli miłośników thrillerów, historii mocnych, mrożących krew w żyłach, trzymających Czytelnika w napięciu już od pierwszych stron. Jest to historia kompletna, której niczego nie brak. W książce zabrakło mi jedynie, jakiejś noty na temat samej autorki. A warto byłoby wspomnieć, że Simone van der Vlugt to holenderska pisarka z pokaźnym dorobkiem literackim, której dzieła zostały docenione i wielokrotnie uznane za bestsellery. Dzięki temu Czytelnik biorąc do ręki książkę miałby świadomość, że nie ma do czynienia z debiutantem, a z osobą, po której powieści doprawdy warto sięgać. Ja już to wiem i mam nadzieję, że zdołałam Was przekonać, iż warto poznać bliżej autorkę książki "Bezpiecznie jak w domu".
Moja ocena: 5/6