To album, który samą okładką zapiera dech w piersiach. "Biebrza" ukazuje jedną z ostatnich rzek europejskich w tak naturalnym stanie, jednocześnie najdzikszą rzekę Polski. Fotografie i teksty w spokoju, niejako "z biegiem nurtu" rzeki opisują jej krajobrazy i mikroświaty, niepowtarzalność oraz wyjątkowość. Fascynująca jest koegzystencja natury i człowieka. Biebrza żyje, a ludzie mieszkający nad jej brzegami mają w tym życiu swój udział. Publikacja ta jest niecodziennym dowodem na istnienie bogactwa naturalnego w Polsce, które ma nieprzeciętną wartość. Zarówno dla współczesnych jak i dla kolejnych generacji. Mało kto, również w Polsce, potrafi sobie wyobrazić, że takie miejsce istnieje również tutaj, nie tylko w Kanadzie pachnącej żywicą. Oglądając niektóre ujęcia, byłem pewny, iż widząc je wyrwane z kontekstu albumu, uplasowałbym je w Laponii, słysząc, że to Europa. Nie przyszłoby mi jednak do głowy, że to "tuż obok". Niejednokrotnie fortografie przypominają twórczość Andiego Goldswortha, angielskiego artysty, który pracuje z naturą i w naturze. Wiele jego dzieł zainspirowanych jest widokiem naturalnego wicia się rzeki w pejzażu przyrody.
Książka, w swym pięknie i formacie, jest publikacją wielofunkcyjną. Nadaje się idealnie jako lektura na zimowy wieczór, kiedy plany, sny, marzenia i tęsknoty budzą się dużo szybciej i z większą intensywnością. Jest doskonała jako "lektura z dziećmi", które oczarowane patrzą, jak na tle rzeki lecą gęsi lub łabędzie. I na pewno jest doskonałym prezentem; zarówno dla kogoś, kto polską przyrodę zna, jak i dla tego, kto chciałby ją poznać. Albumem tym można się delektować przy lampce dobrego wina, ale ma on również ogromne znaczenie edukacyjne. Nie bez powodu mówi się, iż ludzie szanują to, co jest im znane.
Biebrza jak najbardziej zasługuje na to, by przetrwać.
Jako krytykę można nadmienić, iż przeglądając uważnie album natrafia się na zdjęcia, które - pomimo ich piękna i niepowtarzalności - zrobione zostały podczas jednej "sesji", co w niektórych momentach niepotrzebnie męczy. Pod koniec książki, w rozdziale poświęconym drzewom znad Biebrzy, ukazane są tylko zdjęcia “artystycznie rozmyte”. Andrejczuk przesuwa granice swojej pracy w stronę fotomalarstwa, co jednak nadmienione jest na ostatniej stronie w notce biograficznej. W rezultacie, konfrontowany z ostrością pierwszych ujęć widz ma wrażenie, iż końcowe fotografie są nieostre lub po prostu rozmyte photoshopem.
Wartość publikacji podkreślają teksty Marka Konarzewskiego, balansujące pomiędzy faktami, wspomnieniami i miejscami zupełnie emocjonalnym podejściem do tej jakże pięknej rzeki. Album jest jednocześnie książką dwujęzyczną, co na pewno zachęci czytelników nie znających polskiego.
"Biebrza" jest książką wartą przysłowiowego polecenia "w ciemno". National Geograpic po raz kolejny pokazał się ze swej najlepszej strony!