Po 6 latach nauki w szkole magii i czarodziejstwa Hogwart Harry Potter musi stanąć do ostatecznego pojedynku ze swym śmiertelnym wrogiem – Lordem Voldemortem. Wcześniej jednak wykonać ma misję, powierzoną mu przez Albusa Dumbledora – dyrektora szkoły, który poświęcił swe życie by chronić Harry’ego. Nasz bohater ma znaleźć horkruksy, tajemnicze przedmioty, zawierające fragmenty duszy Voldemorta. Dopóki tego nie uczyni, czarnoksiężnik będzie mógł powracać ze świata zmarłych, nigdy tak naprawdę nie umierając. Niestety, Harry nie ma pojęcia, gdzie mógłby znaleźć horkruksy, więcej – nie wie nawet, czym mogą one być. Nie ma żadnego planu, który mógłby wcielić w życie. Zadanie utrudniają mu zwolennicy Voldemorta – Śmierciożercy, którzy zdają się czyhać na Harry’ego za każdym rogiem. Wraz z przyjaciółmi – Ronem Weasleyem i Hermioną Granger – wciąż zmienia miejsca pobytu, przenosi się z miejsca na miejsce, miota się w bezsilności, tocząc kolejne potyczki z przeciwnikami. W międzyczasie dowiaduje się wielu rewelacji na temat swojego mistrza – Albusa Dumbledor’a, które sprawiają, że postać dyrektora Hogwartu przestaje być tak idealna, jak się z początku zdawało. Ponadto Harry jest coraz bardziej wściekły na Dumbledore’a – ten bowiem nie pozostawił mu żadnych wskazówek dotyczących misji. Pierwsza połowa książki upływa na opisach bezskutecznych poszukiwań, ślubu przyjaciół Harry’ego, zgonach kolejnych bohaterów poprzednich części, Rowling wprowadza również wiele wątków, których początkowo nie można połączyć w spójną całość. Pisarka stara się podtrzymywać napięcie, jednak lektura w pewnych momentach dłuży się i zaczyna męczyć czytelnika – bowiem gdy wydaje się, że wraz z bohaterami przestąpimy próg zbliżający nas do rozwiązania, gdy wydaje się, że bohaterowie wreszcie odkryją choć jeden z ukrytych przedmiotów, Rowling myli tropy, zwraca uwagę na emocje bohaterów, których zaczynają męczyć bezskuteczne poszukiwania, nakazując im kłócić się i ponownie godzić, czy powraca do wydarzeń z przeszłości. Poszczególne elementy później złożą się na precyzyjnie skonstruowaną układankę, tymczasem jednak, miast podtrzymywać napięcie, zwyczajnie męczą czytelników.
Punktem zwrotnym staje się usłyszenie przez bohaterów historii tytułowych „deathly hallows”, insygniów śmierci. Całe szczęście, że Andrzej Polkowski nie zdecydował się przetłumaczyć tego zwrotu, jak początkowo planowano, jako: „śmiertelne relikwie”. „Deathly hallows” bowiem nie są ani szczątkami ciał świętych osób, ani też przedmiotami do nich należącymi – są to zaś trzy przedmioty o potężnej mocy, które, zebrane w ręku jednej osoby, dadzą jej władzę nad życiem i śmiercią. Harry staje przed pytaniem, czego powinien odtąd poszukiwać – insygniów czy horkruksów. Decyzja, jaką podejmie, okaże się słuszna. Dynamika powieści zaczyna rosnąć, w swych poszukiwaniach bohaterowie odnoszą sukcesy, odwiedzając kolejne miejsca – Dolinę Godrika, bank Gringotta, by w końcu trafić do Hogwartu. To właśnie tu rozegra się finałowa bitwa, która zdecyduje o losach świata, to tu rozstrzygnie się przeznaczenie Pottera i Voldemorta – jak Czytelnicy bowiem wiedzą, dawna przepowiednia głosiła, że żaden z nich nie może żyć jeśli drugi przeżyje.
Z całą pewnością mocną stroną książki są bardzo wiarygodne rysy psychologiczne postaci. Na kartach książki nastoletni bohaterowie ewoluują, by w końcu dojrzeć do ostatecznej walki z przeciwnikami. Z kolei postaci znane nam z poprzednich części zyskują nowe oblicza. Zupełnie inaczej postrzegamy kuzyna Harry’ego – Dudleya i jego matkę, Petunię. Albus Dumbledore, choć pozostaje wielkim, przewidującym czarodziejem, odbiega jednak od ideału. Z kolei Snape przestaje być demonicznym, nieludzkim nauczycielem. Dużą rolę w powieści odegrają postaci pojawiające się w poprzednich częściach cyklu jako bohaterowie epizodyczni – m.in. domowe skrzaty Stworek i Zgredek. Z kolei szkolny kolega Harry’ego, Neville Longbottom, przestaje być zakompleksionym nieudacznikiem, a okazuje się godnym swych rodziców synem. Na kartach powieści Czytelnicy ponownie spotkają Dolores Umbridge, poznają również nowych bohaterów – na przykład ojca Luny Lovegood czy brata Albusa Dumbledore’a. Nie bez znaczenia okażą się również wydarzenia historyczne – na przykład wspomniana w pierwszej części historia walki dyrektora Hogwartu ze złym czarodziejem, Grindewaldem.
Wszystko to sprawia, że cały cykl zaczyna wydawać się misternie skonstruowaną układanką, pozornie wydaje się, że żaden wątek w poprzednich częściach nie został wprowadzony przypadkowo. Tyle tylko, że na niemal 800 stron książki składa się zbyt wiele wątków pobocznych, wiele z retrospekcji powtarza się wielokrotnie, nie wnosząc niczego nowego do treści powieści. Napięcie i tempo akcji jest bardzo nierówne – miejscami na 300 stronach książki niewiele się dzieje, a na kolejnych kilkudziesięciu następuje tak wielka kulminacja wydarzeń, że trudno je ogarnąć, przez co traci się przyjemność odkrywania kolejnych tajemnic.
Ogromną wadą książki wydaje się rozdział „King’s Cross”. O ile bowiem całość akcji powieści rozgrywa się w planie realistycznym (oczywiście zgodnie z kanonami powieści fantasy), o tyle ta część ma miejsce w przedziwnej przestrzeni pomiędzy sferą ziemską a przestrzenią swoistego sacrum. Przestrzenią, o której wcześniej w powieściach Rowling w ogóle nie było mowy. Tu główny bohater jawi się jako postać tak wyidealizowana, że aż przerysowana. Autorka niemal pragnie wynieść go na ołtarze. Razi podniosły styl, wszechobecny patos oraz dydaktyczne banały. Zirytowanemu Czytelnikowi brakuje tylko, by Potterowi wzniesiono pomnik w Hogwarcie.
Styl książki, jak i w poprzednich częściach, jest raczej jasny i czytelny. Andrzej Polkowski wykonał, jak zwykle, ogromną pracę, bardzo rzetelnie tłumacząc nazwy własne. Momentami pozytywnym zaskoczeniem są sarkazm i ironia zawarte w dialogach, których w poprzednich powieściach było jakby nieco mniej, lecz z drugiej strony – razi patos i nieudolnie ukrywany dydaktyzm.
Pozostaje jeszcze problem rozwiązania akcji i zakończenia. Z jednej strony bowiem wydaje się, że po prostu nie mogło być inaczej. Harry, nastoletni chłopiec, zupełnie niedoświadczony, nie może samodzielnie wygrać z czarodziejem najgłębiej przesiąkniętym złem, ale mimo wszystko wielkim. Jednak zdolność przewidywania Dumbledore’a wydaje się niezbyt wiarygodna. Zakończenie jest więc najzupełniej oczywiste, przewidywalne czy wręcz banalne. Mimo wszystko, nie ma w nim elementu zaskoczenia. Okazuje się, że wiele spośród wcześniejszych przewidywań fanów cyklu okazuje się słusznych. Ostatnie strony są zbyt idylliczne, zbyt „przesłodzone”. Zupełnie nie pasują do mrocznej w większej części powieści.
„Harry Potter i insygnia śmierci” to powieść o dojrzewaniu, o dorastaniu do misji, jaką los nakłada na głównego bohatera. To wielka gloryfikacja przyjaźni, rodzicielskiej miłości, lojalności i wierności ideałom. To książka dydaktycznie poprawna do granic, jednak przez to miejscami traci na wiarygodności, oryginalności i literackim poziomie. To całkiem niezłe zakończenie całego cyklu, jednak nie można się oprzeć wrażeniu, że znana dotąd z bezkompromisowości i determinacji w zaskakiwaniu Czytelnika Rowling tym razem nieco poszła na łatwiznę. Czwórka (niezbyt mocna). Po tak dobrym cyklu można było spodziewać się o wiele więcej.
Opinia bierze udział w konkursie