Loki - nordycki bóg zniszczenia, śmierci i oszustwa. Michał - archanioł, najpotężniejszy z aniołów, wódz zastępów niebiańskich. Czy to możliwe, żeby coś ich łączyło? Loki (Kłamca) nie był miłym bogiem z gatunku tych, co to pomagają staruszkom, zbłąkanym dzieciom w lesie czy innym niezdarom. Nic z tych rzeczy. Wsławił się przede wszystkim niezliczonymi oszustwami. Właściwie ciężko powiedzieć nawet, że był bogiem pełną gębą - nie należał przecież do Asów (głównej dynastii bogów nordyckich). To przymierze krwi, zawarte z Odynem (zresztą dzięki przebiegłości i chytrości) spowodowało, że stał się kimś w rodzaju jego przybranego syna. Powszechnie znane były jego talenty do przemiany w praktycznie każdą żywą istotę, w jaką mu się zachciało. Można się domyślić, jakie to dawało możliwości. A archanioł? Nordyccy bogowie? Zaraz, nie wszystko jasne? Otóż trzeba Wam wiedzieć, że Niebo wypowiedziało wszystkim fałszywym bogom świętą wojnę (wszak wiadomo, że Bóg jest tylko jeden) i właśnie eksterminuje Walhallę i jej mieszkańców. Powody? Różnorakie, począwszy od nakazów Pana („Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”), na domysłach skończywszy (istnieje teoria, że za powstanie całej tej „pogańskiej hałastry” odpowiada nie kto inny, jak sam Lucyfer). Jest to o tyle łatwe, że Bóg się gdzieś zawieruszył i Jego zdanie na temat wojny nie jest znane. Władzę niepodzielnie sprawują anioły, które o wszystkim decydują same. Gdyby ktoś jeszcze nie dosłyszał: tę książkę należy przeczytać. Wcale nie dlatego, że jest jakimś przełomem, czy że jest świetnie napisana. Nie. Należy ją przeczytać, żeby zrozumieć, jak wygląda interesujący bohater, nienachalny humor, dobrze opowiedziana historia i brawurowe tempo akcji. Tak wygląda rozrywkowa fantastyka, która spodoba się każdemu, kto ma dość elfów, krasnoludów i innego tałatajstwa. Polecam