Piotr Kołodziejczak pisze o życiu. Każda z książek jego autorstwa, która do tej pory przeczytałam była ciekawa, zaskakująca, mądra. A nie ukrywam, że poznałam ich już sporo: Kobietę niespodziankę, W kajdankach namiętności, Nie rób mi tego, Puść już mnie i Bo wiesz.... Nie często natykam się na utwory, które łączą w sobie te cechy. Jednak ten tytuł przeleżał na mojej półce aż 3 miesiące. Trudno mi powiedzieć dlaczego. Wreszcie wczoraj przystąpiłam do lektury. Czy i tym razem książka spełniła moje dość wysokie oczekiwania? Sami zobaczcie...
Od momentu rozpoczęcia lektury cały czas po głowie kotłowało mi się pytanie: Co to są klępy? Pilnowałam się i czytałam bardzo uważnie, aby nie przeoczyć odpowiedzi. Jednak gdy wreszcie nadeszła poczułam pewien niedosyt i przyznam się szczerze, że brnąc dalej oczekiwałam bardziej szczegółowych wyjaśnień. Niestety o tytułowych klępach wspomniano krótko jeszcze tylko na samym końcu historii i tyle. Nie tego się spodziewałam.
Tym razem autor podzielił się ze mną swą wizją ZSRR. Ten kraj, widziany jego oczami, to ziemia "braków" i "układów". Puste półki w sklepach, prymitywne warunki bytowe w przedstawionym przez pisarza akademiku, "dziwne" i często niezrozumiałe przepisy, życie oparte na "znajomościach". Krótko mówiąc dawne ZSRR jawi się tu jako kraj samych wad. Pisarz nie wspomina o niczym pozytywnym. Trochę mnie to dziwiło, przecież zawsze można znaleźć jakieś zalety. Jednak czyż nie łatwiej jest tylko krytykować? Mimo wszystkich negatywnych cech twór znany jako ZSRR z pewnością miał także te pozytywne. Dlaczego w ogóle o nich się tu nie wspomina?
"Klępy śpią" to także opowieść o losach dwojga, głównych bohaterów. Akcja ciągle przeskakuje pomiędzy Radomiem a Rostowem nad Donem. Nieraz powodowało to niemały chaos. Ponadto narratorem jest nieznany mężczyzna, który często generalizuje a nieraz sam siebie poprawia. To nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia. Stworzeni przez pisarza bohaterowie ciekawią, a jednocześnie niekiedy drażnią. Szczególnie w chwilach, gdy zachowują się inaczej niż byśmy się spodziewali.
Patrząc na rok wydania tej powieści wnioskuję, że to jedna z wcześniejszych prac pisarza i niestety muszę przyznać, że wraz z upływającym czasem twórczość Piotra Kołodziejczaka nabrała walorów - nie tylko artystycznych. Nie ma co ukrywać - początki bywają trudne. Jednak po bliższym przyjrzeniu się tej historii coś ją łączy z pozostałymi powieściami tego autora. Jak wszystkie książki Piotra Kołodziejczaka do końca pozostaje tajemnicza. Dopiero zakończenie odkrywa wszystkie karty i właśnie ten zabieg literacki bardzo lubię u tego autora. Tym razem także pisarzowi udało się utrzymać moją uwagę podczas lektury, nawet pomimo nieznacznych potknięć, za co należą mu się słowa uznania.