Carlos Riuz Zafon... Daję sobie rękę uciąć, że nie ma wśród współczesnych czytelników nikogo, kto nie słyszał o tym nazwisku. "Cień wiatru", "Gra anioła", "Więzień nieba" - oto (jako przykład) trzy powieści, które Zafona oświetliły chwałą i zatopiły w sławie jego imię. Zachwyt nad tymi powieściami dopadł również i mnie, przez co nie wyobrażałem sobie, by nie pokusić się o kolejne historie, które wyszły spod pióra Zafona. Całkiem przypadkowo padło na "Księcia mgły", który jak się okazało po lekturze wstępu jest debiutem literackim Zafona.
Wyobraźcie sobie teraz, że zasypiacie w pięknie przystrojonym salonie, a budzicie się w zwykłym mieszkanku w jakimś małomiasteczkowym bloku. Zdziwieni? I to pewnie mocno. Tak samo zresztą jak i ja. Takie samo uczucie towarzyszyło mi po przeczytaniu "Księcia mgły". Bo "Cień wiatru" to ów salon, w którym można przesiedzieć pół życia, a "Książę mgły" to właśnie zwykłe mieszkanko, w którym przebywanie niezbyt przypadło mi do gustu. Gdyby okładka tej powieści miała zakryte nazwisko autora, a ja miałbym je zgadnąć, Zafona w tej zgadywance nie wymieniłbym chyba nigdy...
"Książę mgły" to historia krótka, prosta, trochę płytka, praktycznie jednowątkowa i pozbawiona fabularnej głębi, która mogłaby mnie pochłonąć. Ogólny zamysł powieści jest jednak bardzo ciekawy, ale Zafon tego dołka nie potrafił moim zdaniem odpowiednio rozkopać. Gdyby tak dajmy na to przymierzył się do niego Stephen King, mielibyśmy z tego ze cztery razy grubszy bestseller. Autor zaznacza, że jest to historia skierowana przede wszystkim do młodzieży, a ja już swoje latka mam i jestem doświadczonym czytelnikiem; moja ocena jest więc siłą rzeczy nieco surowa (i w dodatku zaostrzona porównaniem do "Cienia wiatru"). Czuć tutaj pisarskie początki, brak szlifu, brak doświadczenia w budowaniu wciągającej historii. Miałem nadzieję, że może w zakończeniu powieje czymś lepszym, ale niestety na nadziei się skończyło.
A gdybym tak ujął sobie ze dwadzieścia lat? Hmm... Zdaje się, że umysł nastolatka przyjąłby tę powieść znacznie cieplej, dojrzałby w niej historię wcale nie tak płytką i wcale nie nudną. Tutaj punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a ściślej mówiąc - od wieku siedzącego. No i weźmy pod uwagę, że młodzieńcza wyobraźnia w świecie Maxa i Rolanda miałaby niezłe pole do popisu.
Podsumowując - "Księcia mgły" niech czytają starsze dzieci i młodzież, a my, dorośli, fascynujmy się "dojrzalszym" Zafonem.
(P.S. Czy "Książę mgły" kiedykolwiek ujrzałby światło dzienne, gdyby nie spektakularny sukces Cmentarza Zapomnianych Książek? Śmiem wątpić, że nie.)
Opinia bierze udział w konkursie