Książki Anny McPartlin mają to do siebie, że nie spodobają się każdemu. Sądzę, że kierowane są do dojrzałych emocjonalnie osób, które straciły w życiu kogoś ważnego i otworzą się na te powieści. Często widzę, że ktoś pisze/mówi o jej książkach, iż są "nudne", "nieciekawe", "mało wciągające"... I zastanawiam się nad tym, bo ja uważam, że są pouczające, wzruszające i piękne. Nie rozumiem dlaczego ktoś może ich nie odebrać pozytywnie, aczkolwiek - o gustach się nie dyskutuje. Jednak próbując to zrozumieć, właśnie tak sobie to tłumaczę, jak na samym początku wspomniałam.
To, co nas dzieli, to już moje trzecie spotkanie z twórczością McPartlin i trzecie udane. Chociaż przy tej powieści, początek był taki, że nie do końca byłam przekonana. Obawiałam się, że jeśli cała książka będzie napisana w takim właśnie tonie, to nie wiem czy dam radę przez nią przebrnąć. Właściwie muszę stwierdzić, że początek wydał mi się strasznie nużący. Nie wiedziałam o co chodzi, czego się spodziewać i pomyślałam sobie "to nie jest moja McPartlin, którą znam i uwielbiam!". Po kilkunastu stronach odetchnęłam z ulgą i... TO BYŁO TO! Jakże się uradowałam, kiedy zaczęło się dziać. Kiedy zaczęłam się przekonywać, aż w końcu przepadłam, a na sam koniec, odkładając książkę rzekłam "kocham, kocham, kocham!". Moje obawy szybko poszły precz, początki bywają czasem trudne (jak widać). Z kilkoma książkami miałam ciężkie początki, a później się okazywało, że książka jest świetna. Tak też było w przypadku To, co nas dzieli. Cudowna, ciepła i przejmująca powieść dla każdej kobiety, która szuka właśnie takiej dawki emocji.
Przejdę jednak do tego, co wywołało we mnie takie emocje oraz, dlaczego książka trafiła do mojego serducha. Mam trochę żal do wydawnictwa, bo na okładce umieściło mały spoiler, niby można było się spodziewać tego, co się wydarzy, ale jednak... Chociaż z drugiej strony, trochę się pewnie czepiam, bo jednak to, co jest tam napisane, jest chwytliwe, a o to chodzi, tak? Niemniej odbiegając od spoilerów, poznajemy dwie główne bohaterki. Eve i Lily. Lata temu, były sobie ogromnie bliskie, najlepsze przyjaciółki, które jednak coś rozdzieliło. Wydarzyło się coś, co sprawiło, że dziewczyny oddaliły się od siebie. Po latach znowu się spotykają, co prawda w nie najmilszych okolicznościach, jednak jeśli już tak miało być, to lepiej tak, aniżeli ich drogi miałyby się nie spotkać wcale.
Z przyjaźnią to jest tak, że kiedy jest ona z prawdziwego zdarzenia, nawet lata rozłąki nie są odczuwalne. I właśnie tak było w tym przypadku. Ta ciepła, prawdziwa i niemożliwie urocza relacja między Eve i Lily dawała mi takiej pozytywnej energii. Poważnie, uwielbiam takie relacje pomiędzy bohaterami. Prawdziwe, ciepłe, pełne szacunku i oddania - to jest to! Już po raz kolejny Anna McPartlin idealnie oddała relacje międzyludzkie w swoich powieściach. Autorka bardzo fajnie buduje napięcie, porusza trudne tematy i daje czytelnikowi do myślenia. Czasami aż nazbyt dosadnie. Niemniej, jej książki to nie tylko poruszane problemy bohaterów, nie. W książkach tej autorki znajdziecie masę zabawnych sytuacji, dialogów i reakcji bohaterów. Naprawdę, autorka potrafi wszystko fajnie zrównoważyć.
Bardzo polubiłam bohaterki, twarde z nich sztuki, pełne humoru i wigoru. Eve i Lily idealnie się uzupełniają. Lily oddana rodzinie, bardziej stonowana, zawsze uważa na to co mówi, natomiast Lily? Kobieta huragan! Emocjonalna, wali prosto z mostu, co jej ślina na język przyniesie, a w obronie bliskich potrafi nieźle dowalić i pokazuje pazury, jeszcze bardziej, aniżeli wcześniej. Obie bohaterki są super wykreowane. W zasadzie te poboczne również. Mąż Lily czarny charakter, Brat Eve skomplikowana osobowość i pewien seksowny doktorek, który zaskarbił sobie moją sympatię na samym starcie, tak więc...
Polecam Wam gorąco To, co nas dzieli. Bardzo fajna powieść, trochę się rozkręca, ale warto dać jej czas i cierpliwie poczekać na TEN moment. Emocjonująca, bardzo zabawna, ciepła i kobieca - osobiście, uwielbiam!
...