... boska! I to na dodatek ze wszystkich stron. Jak ten pierniczony łyk świeżego, ożywczego, literackiego powietrza! Nie mam pojęcia dlaczego, bo przecież pewne zabiegi narracyjne nie są niczym nowym, a jednak... A może to sprawa wyspy?
Oto opowieść z innego świata, prawdziwej egzotyczności, choć bez palm. Świata, w którym ludzie wciąż starają się pamiętać o swoich korzeniach i trwają. Ale nawet w takim miejscu może się wydarzyć... mordertwo. Na zamkniętej właściwie przestrzeni winna może być tylko ona - żona. A jednak, może nie?
Jeśli wydaje się Wam, że bohaerką będzie ona, to mylicie się. Oto jest on - Sime. Mężczyzna po przejściach, glina, który nagle, pojawiając się na tej skale znajduje na niej swoją własną przeszłość. Wraz ze śledztwem on sam, porażony bezsennością zderza się nie tylko z własną przeszłością, ale doświadcza bolesnej przeszłości swojego własnego przodka. Tylko dlaczego?
Powieść współczesna, ale też i doskonały obraz brutalnej przeszłości. Właściwie, nie oszukujmy się, to się w człowieczeństwie nie zmieniło, bogacie i biedni. Niewolnicy i ci, którzy wybierają baty, a jednak... jest w narracji Petera Maya coś głębszego, coś bardziej przerażającego. Prawdziwy ból, koszmar, ale i miłość. Bo przecież bez niej nie można przetrwać... A może nie warto?
Cudownie napisana, pełna i przejmująca historia wielu pokoleń. Thriller i kryminał, ale też zwyczajne człowieczeństwo, które uświadamia sobie, że korzenie, przeszłość i działania innych tak naprawdę wciąż są w nas. Że to co uczynili ci przed nami, wytworzyło całych nas. Może i tabula rasa, ale jednak w książce Maya człowiek jest przede wszystkim sumą wielu przeszłość.
SZCZERZE POLECAM!!!