Jeszcze nie tak dawno zagłębiałam się w "Czerwieni Rubinu", a dosłownie przed chwilą zakończyłam swoje spotkanie z ostatnim tomem "Trylogii Czasu". Muszę przyznać, że stosunkowo ciężko wyszło mi pożegnanie z Gwendolyn, Gideonem i całą resztą wesołej ferajny. Czas spędzony w ich towarzystwie mogę uznać za w pełni udany i wielka szkoda, że niemiecka autorka nie pomyślała o wymyśleniu dla swoich bohaterów kolejnych przygód. Zacznijmy jednak od samego początku tych rozważań.
Gwen nie jest w stanie poradzić sobie ze zniewagą jakiej doświadczyła ze strony ukochanego. W dalszym ciągu nie może uwierzyć w kłamstwa, którymi raczył ją od samego początku ich znajomości. Mniej więcej w tym samym czasie, główna bohaterka zaczyna odkrywać prawdę, która ma ścisły związek z chronografem, podróżnikami w czasie, a także hrabią de Saint Germain. Główna bohaterka ma coraz większą ochotę zaczerpnąć rady w tej kwestii u Lucy i Paula, którzy zmuszeni są do życia ciągłym w ukryciu. Nie przeszkadza im to jednak w prowadzeniu działań, których zadaniem jest obrona kamienia filozoficznego. Czy głównym bohaterom uda się przeciwstawić swoim wrogom? Czy odkrycie prawdy pomoże Gideonowi w podjęciu słusznej decyzji? Czy nastolatka odkryje prawdę na temat swojego pochodzenia? Jaką rolę odgrywa w tym wszystkim niejaki Rafael?
Jest wiele słów, którymi mogłabym opisać uczucia, które towarzyszyły mi podczas spotkania z książką pod tytułem "Zieleń Szmaragdu", a przynajmniej tak mi się wydawało aż do tego momentu.. W chwili obecnej czuję w sobie ogromną pustkę, która związana jest zarówno z ogromem emocji, które odczuwam po zapoznaniu się z ostatnią częścią "Trylogii Czasu", jak i również z lekkim przemęczeniem. Muszę przyznać, że bardzo rzadko zdarza mi się czytać po nocach, więc gdy tylko mi się to zdarza, to przez kolejnych kilka dni jestem do nie życia, aż w końcu dopada mnie stan całkowitej niemocy. W tego typu przypadkach bywa to strasznie uciążliwe, jednak taki jest już sposób bycia i nie pozostaje mi nic innego, jak tylko przetrwać ciężkie czasy...
Dzięki tej książce mam coraz większą ochotę na poznawanie utworów, których akcja toczy w przeszłości. To zadziwiające, jak wielki urok posiadają pozycje literackie, które ukazują nam życie i zwyczaje osób, z którymi obcowanie jest już poza naszym zasięgiem. Dotychczas było mi szkoda czasu na tego typu historie. Po przeczytaniu powieści Kerstin Gier zrozumiałam, że było to ogromnym błędem i mam zamiar to nadrobić. Gwendolyn Shepherd uświadomiła mi, że to co nieuchwytne posiada swój nieodparty urok. Czasami żałuję, że nie mogłam odkryć tego wszystkiego na własnej skórze, chociaż z drugiej strony... Czy możliwość podróżowania w czasie, nie okazałaby się zgubna dla ludzkości? Czy nie znalazłyby się osoby, które chciałyby to wykorzystać dla własnych celów?
"Zieleń Szmaragdu" to powieść, która w sposób mistrzowski kończy całość tego cyklu. Niemalże na każdym kroku coś się dzieje i tak na prawdę nie mamy czasu na chwilę wytchnienia. Pojawiające się co rusz zwroty akcji sprawiają, że z jeszcze większą niecierpliwością oczekujemy kolejnych przeciwności losu, z którymi przyjdzie się zmierzyć Gwen i jej przyjaciołom. Na przestrzeni trzech tomów obserwujemy zmiany, które nieustannie zachodzą w głównej bohaterce. Nie jest ona już niedojrzałą nastolatką, która ukazuje nam swoje zmiany nastroju. W chwili obecnej Gwendolyn wydaje się dorastać i dzięki temu, obserwujemy coraz mniej zachowań, które mogłyby nas doprowadzić do szewskiej pasji. Tym bardziej żałuję, że niemiecka autorka nie ma w swoich planach kontynuacji tego cyklu. Jestem pewna, że udałoby się jej stworzyć coś równie genialnego i nieprzewidywalnego.