"House of Cards" -w tym jego 3 sezon- to serial, który moim zdaniem daleko wykracza poza ramy zwykłego produktu telewizyjnego. Jak dla mnie mimo, że pierwszy sezon miał swoją premierę raptem trzy lata temu to już zyskał miano legendy. Tak wielowarstwowej fabuły, rozbudowanych charakterologicznie aktorów, skrzętnie wybranych miejsc akcji nie widzieliśmy na ekranach telewizorów od dawna. Cieszy fakt, że producenci nie zrezygnowali z produkcji po trzech sezonach i w marcu ma się pojawić kolejny. Trzeci sezon opowiada historię Francisa i Claire Underwood już z innej perspektywy. Frank został prezydentem a Claire pierwszą damą. Jednak ewidentnie ta rola w cieniu męża Claire nie wystarcza. Jako ambitna postać chce sięgnąć po coś więcej nawet jeśli miałoby to zagrażać pozycji męża. Problemy nawarstwiają się momentalnie. Okazuje się, że piastowanie stanowiska prezydenta jedynego supermocarstwa w skali globalnej niesie ze sobą nie tylko przyjemności w postaci bankietów i odznaczania kolejnymi orderami zasłużonych dla państwa ale również trzeba podejmować odpowiedzialne decyzje. Oczywiście Frank doskonale o tym wie. Ale chyba nie spodziewał się, że na arenie międzynarodowej trafi na wymagającego przeciwnika w postaci prezydenta Viktora Petrova, z którym musiał się układać w sprawie Bliskiego Wschodu. W trzecim sezonie znacznie więcej pola do popisu dano postaciom drugoplanowym. Ten fakt bardzo cieszy, bowiem niejednokrotnie są to aktorzy nie mniej interesujący niż sam Kevin Spacey (F.Underwood). "House of Cards" to ciekawy przykład tego jak współczesna telewizja kreuje gwiazdy. Okazuje się, że dla kilku aktorów występ w serialu okazał się strzałem w przysłowiową dziesiątkę, ponieważ mamy przykłady znacznej liczby filmów z ich udziałem. Wymienić można chociażby "Fantastyczną Czwórkę", "Everest", "Mroczny zakątek". Ten fakt świadczy o tym, że "House of Cards" to serial realizowany na najwyższym poziomie, gdzie na każdym kroku widoczny jest warsztat reżyserów i utalentowanych aktorów.