Niklas Natt och Dag potwierdza to wszystko za co uwielbiam skandynawskich pisarzy. Na okładce jest napisane, iż 1793 to połączenie Arthura Conana Doyle?a, Umberto Eco i Jamesa Ellroya. Nie ma w tym ani krztyny przesady. Ja bym do tego dodała jeszcze Dickensa.
To mistrzowsko napisana opowieść, którą się wręcz połyka, a której klimat pochlania i obezwładnia.
Wyobrażcie sobie taką sytuację Z cuchnącego sztokholmskiego rynsztoku, jeziora Fatburen, wydobyto zmasakrowane ludzkie zwłoki pozbawione kończyn. Trup nie ma także oczu i języka. Jak się okazuje wszystkich okaleczeń dokonano gdy ofiara jeszcze żyła. A to dopiero początek.
Rozpoczyna się dochodzenie, niezwykle rzetelne i drobiazgowe, jak na tamte czasy. Szybko się okazuje, iż zabójcą może się okazać ktoś, kogo zupełnie by o to nie podejrzewano. Dochodzenie prowadzi genialny detektyw wraz z niemniej bystrym pomocnikiem. Dokąd ono ich zaprowadzi?
Akcja rozpoczyna się i toczy w tytułowym 1793 roku w Sztokholmie 3 lata po zabójstwie króla Gustawa III. Król został zabity na skutek spisku, podczas maskarady w operze w Sztokholmie. To wydarzenie położyło się cieniem na dalszych losach Sztokholmu i całego kraju.
Długo zastanawiałam się co w książce zrobiło na mnie największe wrażenie. Zdecydowanie genialne oddanie XVIII-wiecznej pełnej brudu (dosłownie i w przenośni) brudu, przemocy, mroku, obłudy, grzechu...taki Dickens w sztokholmskim wydaniu. U angielskiego pisarza też jest taka charakterystyczna, brudna, okropna atmosfera z tym, że Londynu. W 1793 mamy Sztokholm wraz z okolicami, genialnie nakreślony, mistrzowsko i niezwykle plastycznie oddany. W trakcie lektury miałam ochotę kilkakrotnie się umyć, wyszorować, tak porządnie. Smród sztokholmskich rynsztoków czuć na odległość. Miałam wrażenie, jakby brud XVIII wieku mnie oblepiał.
Ogromnym atutem są też świetnie nakreśleni, dalecy od stereotypu bohaterowie oraz ich poczynania.
Śledztwo, wiadomo odmienne od tych znanych nam ze współczesności, jest tak samo rzetelnie i pomysłowo prowadzone, a intryga i zwroty akcji zaskakują.
Do tego zręczne wplecenie w fabułę autentycznych, historycznych postaci.
Na sam koniec na długo pozostające z czytelnikiem moralne rozważania. Nie potrafię przestać myśleć o walce dobra ze złem, o wyższości prawa nad zbrodnią i cwaniactwem, o tym, jak złudna, zła, trudna i pogmatwana bywa ludzka natura.
1793 ma tylko jedną wadę, książka jest za krótka :) Ale na półce czeka kolejna część 1794, której jestem bardzo ciekawa.
Gorąco zachęcam do lektury. Nic dziwnego, iż książka otrzymała nagrodę Szwedzkiej Akademii Kryminału oraz nominację do tytułu Książki Roku.
Aż niewiarygodnie, iż 1793 jest debiutem pisarskim autora.
Opinia bierze udział w konkursie