?Jestem złem. Demonem zemsty, który nie spocznie, dopóki nie odpowie krwią na krew. Krzywdą na krzywdę...?
?99 ofiar Tytusa Mayera" to już 20. książka mojego ulubionego autora Marcela Mossa, któremu kibicuje od samego początku jego kariery. To jeden z tych autorów, który w swoich powieściach nie boi się poruszać tematów tabu oraz jest to pisarz, którego historie nie raz spowodowały, że musiałam zbierać szczękę z podłogi przez zaskakujący finał. Czy i tym razem przygoda była równie udana? O tym dowiecie się za chwilkę ;)
Była prezenterka Julia Karpiel postanawia wskrzesić swoją karierę, publikując autoryzowaną biografię Tytusa Mayera ? seryjnego mordercy zwanego ?Bydlakiem z Chełma?. Dwadzieścia pięć lat wcześniej Mayer został skazany na dożywocie w związku z wyjątkowo brutalnym morderstwem dwóch osób, jednak niektórzy twierdzą, że rzeczywista liczba jego ofiar może sięgać nawet stu.
Wkrótce Julia spotyka się z Mayerem, który przez następne dni opowiada jej ze szczegółami swoją przerażającą historię. Kobieta uświadamia sobie, że człowiek, którego wszyscy mają za chodzącego diabła, sam wielokrotnie padł w swoim życiu ofiarą jeszcze gorszych potworów. Tylko czy ból zadawany nam przez innych może usprawiedliwić naszą własną agresję?
Gdy Julii wydaje się, że zebrała wystarczająco dużo materiału, Mayer wyjawia jej swój najgłębiej skrywany, szokujący sekret. Informacja ta sprawia, że kobieta zadaje sobie pytanie, czy warto odgrzebywać pamięć o człowieku, który był zdolny do takich okrucieństw. Zwłaszcza, że czuje, iż Mayer i tak nie powiedział jej wszystkiego?
Moją recenzję zacznę od tego, że pochłonęłam ten tytuł w zaledwie dwa dni - sam początek nie był zbyt zachęcający, jednak w momencie, w którym Tytus zaczął opowiadać na temat swojego oprawcy z więzienia oraz o swoim dzieciństwie, przepadłam, a czas mijał mi zdecydowanie zbyt szybko. Słowo, pierwsze strony bardzo mi się dłużyły, jednak kiedy dotarłam blisko 50 strony, kartki wręcz zaczęły przewracać się same, a ja totalnie przepadłam.
Tytus to bohater, który doprowadził do tego, iż zmuszona byłam stoczyć walkę z moim własnym sumieniem - nie miałam pojęcia, czy powinnam spróbować go zrozumieć, czy jednak w pełni potępić jego postępowanie. Twórczość Mossa ma to do siebie, że autor bardzo dogłębnie przestawia nam światopogląd oraz przeszłość swoich głównych bohaterów, przez co mało kto jest w stanie powiedzieć, czy każdy stworzony przez niego czarny charakter jest w stu procentach zły, czy jednak zawiera w sobie pierwiastek człowieczeństwa, który czyni go dobrym.
Sam pomysł, by przedstawić całą fabułę w formie tzw. spowiedzi, był strzałem w dziesiątkę. Marcel Moss pokazuje nam krok po kroku, co podsunęło Mayera do morderstwa - jego młodzieńcze lata były okrutne, a kiedy Tytusowi udało się wyjść na prostą, wydarzyło się coś, co sprawiło, że jego psychika po prostu pękła.
Przez ilość brutalnych oraz zarazem smutnych wydarzeń, zmuszona byłam oderwać się od lektury - musiałam rozchodzić pewne fragmenty. Nie mogłam jakoś przeboleć momentów, w których postać naszego mordercy była przedstawiona w roli ofiary... ?99 ofiar Tytusa Mayera? to pozycja dla ludzi o mocnych nerwach.
Niestety mam dość mieszane uczucia co do zakończenia. Z jednej strony finał ?99 ofiar Tytusa Mayera?sprawił, że otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia, a w mojej głowie pojawiła się myśl ?Że co? Ale jak to??. Jednak z drugiej miałam wrażenie, że autora lekko poniosło i koniec końców ostatnie dwa rozdziały tej książki pozostawiły lekko słodko-gorzki smak, który czuję do tej pory.
Czy książkę polecam? Polecam ten tytuł przede wszystkim za dogłębną analizę mordercy, która bardzo mnie ruszyła. Demony, które tragały Tytusem, lekko mnie irytowały, jednak fragmenty dotyczące jego okrutnej przeszłości spowodowały, że zamiast potwora zaczęłam dostrzegać w nim człowieka, który w pewnym momencie dokonał złych wyborów, które miały taki, a nie inny finał.
Opinia bierze udział w konkursie