"Akademia wampirów" to seria ogromnie bliska mojemu sercu, ponieważ po raz pierwszy zetknęłam się z nią ponad dziesięć lat temu, a więc za czasów ówczesnych gimnazjów. Świat dampirów, morojów i strzyg zauroczył mnie do tego stopnia, że całą serię (sześć tomów) czytałam po kilka razy. A potem o wampirach zrobiło się cicho, a ja dorosłam (a przynajmniej postarzałam się :P). Kiedy w tym roku Poradnia K postanowiła wznowić Akademię wampirów w kompletnie nowej odsłonie (okładki), oczywiście, nie mogłam przejść obojętnie. A po ponad dekadzie powrót do ukochanych bohaterów brzmi jak marzenie.
W styczniu premierę miał pierwszy tom, a w czerwcu drugi, czyli "W szponach mrozu", o którym chciałabym teraz co nieco opowiedzieć.
Fabularnie czytelnik śledzi wydarzenia z perspektywy Rose Hathaway, czyli dampirzycy uwielbiającej potyczki słowne i niedającej sobie w kaszę dmuchać. Dziewczyna pod okiem wyjątkowo przystojnego Dymitra szkoli się na strażniczkę Lissy Dragomir, księżniczki oraz najlepszej przyjaciółki. Treningi przebiegają płynnie, choć w głowie Rose panuje istna zawierucha - zauroczenie w nauczycielu nie należy do rzeczy zalecanych uczennicy.
W "W szponach mrozu" Rose na własnej skórze doświadcza brutalności świata realnego. Zaczyna rozumieć powagę sytuacji oraz niebezpieczeństwo, w jakim znalazł się wampirzy świat. Strzygi bezczelnie atakują kolejnych morojów, zabijając ich bez mrugnięcia okiem. Strażnicy (dampiry) nie wyrabiają z ilością zadań. A co w tym czasie robią moroje? Debatują i się kłócą...
Czy Rose udowodni sobie i innym, że dojrzała na tyle, by otrzymać własny srebrny sztylet? Kim jest tajemniczy moroj z królewskiej rodziny - Adrian Iwaszkow? A Dymitr zaakceptuje zaloty dawnej przyjaciółki?
W drugim tomie "Akademii wampirów" Richelle Mead stawia na wartką akcję oraz na emocjonalne, miłosne uniesienia u swoich bohaterów. Podczas czytania miałam wrażenie, jakbym siedziała w pierwszym wagoniku rollercoastera - nagminnie czułam niepokój, niezdrową satysfakcję oraz przeogromne szczęście, że znów wkroczyłam do tego niebezpiecznego, zachwycającego i odurzającego świata.
W "W szponach mrozu" czytelnik lepiej poznaje antagonistów, czyli strzygi, dzięki czemu te krwiożerce bestie stają się bardziej realne. Dość obrazowo przedstawiono ich zachowania, przemianę czy główną motywację. Oraz sposób ich zabijania, czego nieprzerwanie uczy się Rose.
Richelle Mead w tej części otwiera wiele nowych wątków, co skutecznie wzbudza zainteresowanie, i tylko kilka z nich kończy, dzięki czemu aktualnie marzę wyłącznie o kolejnej części. Zwłaszcza po tak angażującym, dynamicznym i przepełnionym akcją zakończeniu. Ogromnie podobało mi się też wprowadzenie do książki świeżego, tajemniczego bohatera - Adriana Iwaszkowa. Autorka rzuca o chłopaku zaledwie strzępek informacji, których odkrywanie wzbudza wręcz chorą rozkosz, szczególnie podczas jego rozmów z Rose.
Oprócz niebezpiecznej, chwytającej fabuły czytelnik doświadcza również całej palety uczuć, śledząc relację między Rose a Dymitrem. Ta zakazana relacja uczeń-trener przyprawia czasami o zawał. Powiem szczerze, że jeszcze nigdy chyba nie kibicowałam żadnej książkowej parze tak bardzo jak właśnie im. Ich rozmowy, treningi czy zachowania względem siebie to coś, czego nawet do końca nie potrafię opisać, bo aż brakuje słów.
Mam nadzieję, że udało mi się przekonać was do sięgnięcia po cykl "Akademię wampirów". Zupełnie nie rozumiem, czemu tak świetna, wciągająca i chwytająca za serce książka posiada aż tak mało adoratorów. Liczę, że to zmienię. :) A tak naprawdę to co zabrania wam sięgnąć po "W szponach mrozu"? Wartka akcja? Cudownie poprowadzona relacja między głównymi bohaterami? Zakazana miłość? Przyjaźń, za którą można się pokroić? Multum zabawnych sytuacji? A może intrygujące postacie z krwi i kości? Nie dajcie się bardziej przekonywać, tylko przeczytajcie!
Opinia bierze udział w konkursie