Amerykański sen w latach 80` był marzeniem wielu Polaków. Wszelkie udogodnienia i rozrywki dostępne dla przeciętnego amerykanina, w naszej ojczyźnie jawiły się jako coś niemal egzotycznego. Dziś Stany Zjednoczone już tak bardzo nie zachwycają, nie wywołują zazdrości przeskokiem cywilizacji, bo tak naprawdę europejskie standardy zbliżyły się do tych zza oceanu. A jednak w jakiś sposób serca mnóstwa osób ciągną w tamtą stronę. Choćby tylko na chwilę- zobaczyć, doświadczyć, posmakować tej amerykańskości. Z tym, że niektórzy już nigdy nie wracają.
Nie ukrywam, że wszystko co związane z kulturą, społecznością czy narracją codzienności amerykańskiej mnie ciekawi. Zawsze otwarcie twierdziłam, że Stany to mój cel na przyszłość, nawet jeśli odległą, i to prawdopodobnie nie tylko w celu wycieczkowym. Dlaczego? Nie wiem, tak po prostu. Jednych ciągnie w góry, innym marzy się nadmorski domek, a mi życie za oceanem. Stąd z nieskrywaną przyjemnością sięgnęłam po książkę Magdaleny Żelazowskiej "Americana. To co, najlepsze w USA" i oczywiście- nie zawiodłam się. Pióro Autorki oczarowało mnie już przy jej poprzedniej pozycji, podobnie jak sposób wydania i tym razem również ani wydawnictwo ani narrator mnie nie zawiedli. Pierwszym na co muszę zwrócić uwagę jest przepiękna szata graficzna tej pozycji- nie szczędzono tu miejsca na wyjątkowe zdjęcia charakterystycznych miejsc Ameryki oraz okazyjne grafiki. I skłamię jeśli powiem, że ta fotograficzna podróż nie skłania do poznania tych miejsc na własnej skórze, bowiem mają w sobie tę magię, która mnie do fotografii z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu przyciąga. Lecz jak w każdej książce w głównej mierze liczy się treść, tak i tu nie jest inaczej. Jednakże ta treść jest równie ujmująca, jak wspomniane zdjęcia. Autorka ma świetny, barwny, lekki a jednocześnie porywający styl, który absolutnie mnie kupił. W doskonały sposób miesza historyczne rysy tematów przez nią poruszanych z ich współczesną wersją, swoimi odczuciami i ciekawostkami. Korzysta z własnej wiedzy, odnosi się do wypowiedzi innych osób, popkultury, a nawet informacji znalezionych w sieci i dzięki temu nadaje książce niesamowitej autentyczności. Nie jest to bowiem zbiór wysublimowanych słów stanowiących swoistą odę pochwalną dla niektórych części Stanów. Jest to subiektywna ocena co ważniejszych dla Autorki miejsc, przyzwyczajeń, zachowań, szeroko pojętej kultury i tradycji. I jak najbardziej taki sposób poznania Ameryki niezwykle do mnie przemawia.
W tej książce zakres poruszonych tematów jest dość szeroki. Od opisu typowych zabudowań i miejsc mieszkalnych w Stanach, poprzez skupienie się na typowym dla tamtego rejonu jedzeniu, aż po życie nomadów, które w Stanach wcale nie jest rzadkością. Myślę, że każdy znajdzie tu smaczek, który go zainteresuje, zachwyci lub zdziwi. Mnie zafascynował rozdział dotyczący sekretnego życia śmieci, który wcale nie jest tak oczywisty jak opis, by na to wskazywał i świetnie oddaje amerykańskiego ducha, którego możemy zobaczyć w telewizji. Cieszę się, że Autorka postanowiła poświęcić trochę miejsca dla małych miasteczek, typowych dla USA, które są niezwykle wdzięczną scenerią dla wielu dzieł kultury. Jednak w tej pozycji znajdziecie o wiele więcej, lecz najlepiej odkryć to samemu. Nie nastawiajcie się jednak na dogłębne poznanie Ameryki, bowiem tego nie da się zrobić, lecz opowieść o wycinkach kraju widzianą oczami obcokrajowca. Ja jestem nią zachwycona i ogromnie polecam zarówno tę książkę jak i poprzednią powieść Autorki, która skupia się na Nowym Jorku.
Opinia bierze udział w konkursie