Ania Shirley miała wielkie plany- chciała dalej się kształcić, by później móc przekazywać wiedzę młodszemu pokoleniu. Celujące wyniki w nauce zbliżyły ją do spełnienia marzeń, jednak po śmierci Mateusza i przy słabnącym wzroku Maryli dziewczyna postanowiła pozostać na Zielonym Wzgórzu, by móc pomagać opiekunce. Ania dostaje pracę w miejscowej szkole, a jej głowa (jak to u naszej bohaterki) wypełniona jest planami edukacyjnymi względem uczniów. Postanawia nigdy nie złamać swoich zasad, a do dzieciaków odnosić się z serdecznością i sprawiedliwie podchodzić do każdego ich przewinienia. Życie jednak szybko weryfikuje jej założenia...
Mimo zmiany planów życiowych, Ania nie może narzekać na nudę; wraz z przyjaciółmi zakłada Klub Miłośników Avonlea, a jej codzienność ubrana jest w coraz to nowsze perypetie. Do tego na Zielonym Wzgórzu, w wyniku nieoczekiwanych wydarzeń, pojawiają się bliźnięta.
Kto zna już naszą rudowłosą (przepraszam- kasztanowowłosą!) bohaterkę ten wie, że poradzi sobie ze wszystkim.
Powrót do Avonlea był dla mnie tym, co czuje każdy człowiek powracający z długiej podróży. W papierowych ramionach tej książki czułam się tak, jak każdy odnajdujący swój własny kawałek Nieba. Oczywiście, dużo w tym wszystkim sentymentu (jakżeby inaczej), aczkolwiek Ania Shirley ma w sobie moc przyciągania nie tylko papierowych ludzi, lecz także tych z krwi i kości.
Nasza Ania dorosła, to fakt; zauważyła to także Maryla, patrząc po kryjomu na swoją wychowankę. Jest cichsza, bardziej zamyślona, wędrująca w milczeniu przez stworzone w swej głowie krainy. A i powody do refleksji ma teraz całkiem inne, doroślejsze- w końcu na jej barkach spoczywa wychowanie całej trzódki uczniów, zaś w domu czeka na nią równie rozbrykany Tadzio i spokojniejsza od brata Tola, których także pragnie wychować na dobrych ludzi. Do tego sprawy miasteczka i coś, co nie daje jej spokoju. Ta forma dorastania, obserwowana u bliskich jej dziewcząt, zakochujących się po raz pierwszy.
Ania Shirley ma naprawdę dużo powodów do rozmyślań, co nie znaczy, że porzuciła swoje ulubione zajęcie: snucie fantazji. W końcu to nasza Ania, z głową pełną marzeń.
Ciężko ocenić historię, którą zna tysiące czytelników na całym świecie, a przy tym (chyba) niewielu ma do niej negatywny stosunek. Wierzę, że każdemu z nas, czytelników, niesie ona jedynie pozytywne skojarzenia. Dla mnie to opowieść o dziewczynce, która mimo wielu przeciwności losu potrafiła przeć przed siebie, zjednując sobie ludzi i stopniowo spełniając marzenia. Dziewczynka mające dobre serce i głowę pełną marzeń, która wyrasta na mądrą i ciepłą kobietę. Bohaterka, z której wielu z nas powinno brać przykład.
Chociaż lata temu czytałam już całą serię książek, do dnia dzisiejszego pamiętam tylko najważniejsze punkty. Dlatego nie mogę doczekać się kolejnych tomów, by jeszcze raz móc zagłębić się w szczegóły relacji, jaka nawiązuje się między naszą kasztanowowłosą a pewnym całkiem przystojnym chłopakiem...
Kto nie czytał jeszcze serii Ania z Zielonego Wzgórza, teraz -dzięki MG- ma ku temu najlepszą sposobność. Szczególnie, że wspomniany wydawca raczy nasze oczy przepięknymi wydaniami w twardych oprawach, które aż chce się pochłonąć (i postawić później na półce, oczywiście). Zachęcam Was z całego serca, bowiem te książki przyniosą Wam swoiste ukojenie i przyjemne oderwanie od problemów dnia codziennego. A przy tym wiele wzruszeń!
Opinia bierze udział w konkursie