"Moje serce należy do Ciebie, Bree. I gdybyś się przypadkiem zastanawiała - nie, nie chcę go z powrotem."
Są takie książki, które w jakiś sposób zapadają nam w pamięci i choć minie mnóstwo czasu, one zawsze będą gdzieś tam, we wspomnieniach. Będą też wyznacznikiem pewnej jakości, pewnego stylu i będziemy porównywać do nich kolejne książki. Dla mnie taką powieścią jest historia Bree i Archera.
W zeszłym roku przeczytałam "Bez słów" i nadal uważam, że to jeden z najlepszych romansów, jakie udało mi się napotkać na mojej czytelniczej drodze, więc kiedy tylko zobaczyłam nowe wydanie, z piękną, oryginalną okładką i nowym, jakże pasującym tytułem, to wiedziałam, że muszę do niej wrócić.
"Archers voice. Znaki miłości" to książka chwytająca za serce, wzruszająca, wciągająca, piękna, urocza, głęboka i absolutnie wyjątkowa.
"Byłem za głupi, żeby cię wyśnić, Bree, a jednak się pojawiłaś. Jakim cudem? Kto wyczytał w moich myślach, czego pragnę, skoro sam nie zdawałem sobie z tego sprawy?"
Oboje z głównych bohaterów mają za sobą trudną przeszłość. Bree, aby o niej zapomnieć, wyjeżdża do niewielkiego miasteczka i postanawia na jakiś czas zaszyć się wśród ciszy, przerywanej jedynie szumem pobliskiego jeziora.
Nie spodziewa się jednak huraganu w postaci Archera Halea.
Wkracza on do jej życia i robi w nim sporo hałasu, choć sam nie mówi.
Zapomniany przez otoczenie, żyje w samotności na skraju lasu, kryjąc w sobie mnóstwo tajemnic, krzywd i bólu, ale jednocześnie dobra i piękna.
To Bree będzie tą, która na nowo go dostrzeże, a jakaś niewidzialna siła sprawi, że Archer stanie się dla niej bezpieczną przystanią podczas każdej burzy, nie tylko tej metaforycznej.
Tuż obok ich powolnego poznawania się i rozwijania pięknej relacji, będziemy mogli odkrywać sekrety przeszłości, które do tej pory rzutują na życie Archera, ale i całego miasta.
Czy Archer i Bree pomogą sobie nawzajem stanąć twarzą w twarz ze swoimi lękami?
Czy czeka ich wspólna przyszłość?
"Uważam, że miłość to na tyle abstrakcyjne pojęcie, że każdy z nas ma swoje własne słowo na określenie tego, co dla niego oznacza. Dla mnie miłość to Bree."
Jak zwykle - czuję, że brak mi słów, aby przekazać wszystko, co bym chciała przekazać na temat tej książki.
Jest tu tyle szczegółów, tyle ciekawych wątków, pięknych postaci i wzruszających momentów, że ciężko jakoś spójnie ułożyć je w zdania, jednocześnie nie zdradzając zbyt wiele osobom, które jeszcze Archera nie znają.
Powiem więc w skrócie: czytajcie to!
Jest to naprawdę dobrze skonstruowany romans, w którym przeplatają się dwie linie czasowe, a czytelnik z każdym rozdziałem coraz mocniej angażuje się w historię.
Bohaterów nie da się nie lubić, a ich wyjątkowość sprawia, że nie możemy być pewni kolejnego ich ruchu, kolejnego zachowania czy kolejnej przeżytej emocji.
Ich poznawanie siebie nawzajem, ale też poznawanie przez Archera świata na nowo to chyba najlepszy element tej historii i obserwowałam to ze wzruszeniem i podziwem, kibicując im z całego serca.
Może książka nie jest zbyt "przyziemna", może ma lekko bajkowe zabarwienie, ale w mojej opinii, ta bajkowość jest tu w idealnej proporcji do reszty - w końcu to romans mający pokazać siłę miłości.
Jednocześnie jednak autorka podkreśla, że uczucie to nie wszystko i nie możemy oczekiwać, że miłość, nawet najsilniejsza, naprawi wszystkie zepsute elementy w naszym życiu. Czy koszmary ustaną, kiedy będziemy obok ukochanej osoby? Niewykluczone. Nie znaczy to jednak, że sami nie musimy nad sobą pracować, o czym Bree i Archer, a może zwłaszcza on, musieli się przekonać.
Ogromnie polecam tę lekturę wszystkim fanom pięknych romansów, którzy szukają w książkach ukojenia, nawet jeśli poprzedzone jest ono złamanym sercem.
"Cieszyłam się, że nie próbuje podnosić mnie na duchu. Czasem pełne zrozumienia milczenie jest lepsze od wielu pozbawionych znaczenia słów."
9/10
Opinia bierze udział w konkursie