Niedawno na rynku wydawniczym ukazała się pozycja przybliżająca Indonezję. Okazało się, że nie miałam wcześniej pojęcia, że archipelag indonezyjski liczy sobie aż 17 tysięcy wysp, a większość mieszkańców nigdy nie wyściubiła nosa poza swoje domostwo. Każda wyspa to jakby "inny" świat. Inna kultura, język, zwyczaje, tradycje i historia. "Indonezyjczycy" szanują przyrodę i niezbyt są zainteresowani sprawami wielkiego świata. Nieraz próbują sobie tłumaczyć, że sławni, bogaci ludzie z Zachodu są tylko wytworem ich wyobraźni, aby zachować równowagę psychiczną. Dlaczego? Ponieważ sami miesięcznie zarabiają tylko 100 dolarów...
Wiele miejsc jest tu wartych odwiedzenia i ujrzenia. Tylko czy europejski podróżnik jest w stanie zobaczyć, zachwycić się i nie zniszczyć tych dziewiczych terenów. Właśnie te jeszcze nietknięte miejsca przyciąga turystów wyposażonych w technologiczne cuda, pragnących zastać tam to, czym karmią ich zachodnie media. A wraz z nimi powoli dociera do najodleglejszych zakamarków globalizacja. Młodzi szybko się nią zachłystują i ruszają w poszukiwaniu zachodniego świata do większych miast gubiąc po drodze swoje korzenie, zatracając pamięć o tradycjach przekazywanych z ojca na syna od wielu pokoleń. Nie wiadomo kiedy, ale z pewnością za jakiś czas całkowicie zanikną kultywowane od dawna rytuały czy obrzędy. A co wtedy pozostanie?
Egzotyka kusi. Coraz więcej europejczyków jedzie na archipelag indonezyjski aby doświadczyć czegoś, czego nie są w stanie przeżyć w domowych pieleszach. Jednak my jako przedstawiciele Europy nie jesteśmy w stanie wyzbyć się eurocentryzmu. To powoduje, że niestety nie widzimy tego, co nam archipelag indonezyjski oferuje. A niestety jego wyjątkowość, różnorodność niedługo zniknie pod wpływem unifikacji, która nadciąga z Zachodu. Zresztą sami przybywamy tam i oczekujemy pewnych stereotypów, które zostały wykształcone w nas przez nam podobnych. A tubylcy już poznali nasze potrzeby i najczęściej widzimy tylko sztuczne, zainscenizowane występy. Przygotowane specjalnie dla mas.
Publikacja obfituje w kolorowe fotografie. Dla tych, którzy nie mogą odwiedzić tamtych miejsc to bezcenne. Zdjęcia zajmują dość sporo jej objętości, więc czyta się ją jakby miała około 100 stron. Dosłownie chwila i już ją skończyłam. W trakcie lektury natrafiłam na kilka powtórzeń, ale nawet one nie były w stanie zepsuć mi humoru. Tak. Ta feeria barw towarzysząca "Indonezyjczykom" na każdym ich kroku wprawiła mnie w bardzo dobre samopoczucie. Na stronie wydawcy można pobrać fragment książki - KLIK. Dodatkowo odwiedziłam stronę domową tej publikacji - KLIK. Dzięki niej jeszcze bardziej poszerzyłam swą wiedzę o Indonezji. Polecam.