Podobno prawdziwa miłość przetrwa wszystko. Każdy sztorm, każdą burzę. Ale czy to prawda? Czy miłość wystarczy, by pokonać mrok, który spowija duszę? Cathy coraz boleśniej przekonuje się, że czasem uczucie, nawet to najsilniejsze, przegrywa walkę z wewnętrznymi demonami. Można powiedzieć, że Cathy jest szczęściarą- ma wspaniałego męża, pracę, którą lubi, cudowny dom i prawdziwych przyjaciół, a w perspektywie długie i szczęśliwe życie. A jednak jest coś, co pozostaje poza jej zasięgiem- bycie matką. Cathy marzy tylko o tym by wreszcie trzymać w ramionach upragnione dziecko, jednak mimo starań, kobieta nie jest w stanie donosić ciąży, a każde kolejne poronienie coś w niej zabija. Czułość i wsparcie męża coraz bardziej ją duszą. Kobieta nie jest w stanie znieść jego optymizmu i ciągłych zapewnień, że wszystko będzie dobrze. Staje się pustym wrakiem samej siebie, a miłość Bena nie jest w stanie jej uleczyć. I wtedy pojawia się ten drugi. Arsen. Spotkanie z nim sprawi, że Cathy znów zacznie coś czuć, ale też zmieni bezpowrotnie jej życie. I nie tylko jej.
Czy można kochać dwóch mężczyzn jednocześnie? Moim zdaniem nie i może właśnie dlatego nie odnalazłam się w tej historii. Arsen pojawia się w życiu Cathy w najgorszym dla niej momencie. Jest młody, seksowny, ale też całkowicie zakazany. W końcu Cathy ma męża, a Arsen jest w dodatku synem jej nowego szefa. Kiedy chłopak składa Cathy niemoralną propozycję, kobieta jest oburzona, ale nie potrafi być obojętna na jego urok. Mimo niefortunnego startu, między tą dwójką z czasem, rodzi się przyjaźń. Cathy znajduje w Arsenie powiernika, jest zauroczona ich niewinnym flirtem i coraz bardziej uzależnia się od chłopaka, przy którym mrok w jej duszy zdaje się blednąć. Jednak ze strony Arsena, to nigdy nie była tylko przyjaźń. On zawsze chciał czegoś więcej. Chciał jej tylko dla siebie. Jednak, co się stanie, gdy osuną się o krok za daleko? Czy ten układ ma w ogóle szansę zadziałać? I co z Benem?
Ta historia mogła być dobra, naprawdę, miała potencjał, ale szybko zdałam sobie sprawę, że to się nie uda- przez Cathy. Nie mogę powiedzieć o tej bohaterce nic dobrego. Nie polubiłam jej na początku i to nie zmieniło się aż do ostatniej strony. Dawno nie miałam do czynienia z tak samolubną i bezmyślną postacią. Cathy to klasyczny przypadek egoistki skupionej tylko i wyłącznie na sobie, a pragnienie posiadania dzieci dosłownie wypaliło jej mózg. Jej cierpienie w minimalnym stopniu nie usprawiedliwia czynów i decyzji jakie podjęła. Skupiając się na własnym bólu i potępiając męża za to, że okazuje jej wsparcie (!) nie zwróciła najmniejszej uwagi na to, że on też cierpi i jest bezsilny. Zamiast pozwolić sobie pomóc, a co za tym idzie, okazać wsparcie mężczyźnie, którego podobno kocha, całkowicie się poddała i postanowiła zadać mu bardzo bolesny cios, na który absolutnie nie zasłużył. Chyba właśnie dlatego, tak ją nienawidzę. Ben jest cudowny, kochany i Cathy w najmniejszym stopniu na niego nie zasługuje. Nie rozumiem jak mając takiego męża- oddanego, a za razem seksownego jak diabli, można szukać ukojenia w ramionach innego. Tłumaczenia Cathy są niespójne i bezsensowne. Sama sobie przeczy i coraz niżej upada w oczach czytelnika. W swoich też, ale choć jest świadoma, że robi źle, jakoś nie przeszkadza jej to w podejmowaniu kolejnych błędnych i krzywdzących decyzji.
Relacja, która połączyła Cathy i Arsena, w moim odczuciu była sztuczna, płaska i pozbawiona głębi. Nie było między nimi żadnej chemii, tylko pożądanie, przez co próby autorki, by przekonać czytelnika, że Arsen ?uzdrowił? Cathy, były śmiechu warte. Bo co niby dla niej zrobił? Nic, czego nie próbował zrobić Ben. Cathy natomiast zamiast pozwolić mężowi na okazanie jej wsparcia, przyjęła je od innego mężczyzny robiąc z niego bohatera. Cała ta sytuacja wyglądała tak, jakby Cathy stanęła na skraju wieżowca i skoczyła w dół, mając nadzieję, że nie roztrzaska kiedy uderzy o ziemię. Liczyła chyba, że będzie spadać w nieskończoność, albo, że ostatecznie nie poniesie żadnych konsekwencji. Ale to tak nie działa. Choć uparcie twierdziła, że kocha i Bena i Arsena, w moim odczuciu kocha tylko siebie i nieistniejące dziecko, które stało się jej obsesją.
O CZYM? ?Arsen?, to opowieść o miłości, namiętności i zdradzie. Bardzo kontrowersyjna książka, którą jedni kochają a inni nienawidzą. Ja niestety nie odnalazłam się w tej historii. Zbyt wiele elementów działało mi na nerwy. Bardzo rozczarowała mnie postawa samolubnej Cathy, denerwował mnie dziecinny Arsen, a nawet mój ulubieniec, Ben, irytował mnie tym, jak źle ulokował uczucia. Wymęczyła mnie ta historia, mniej więcej w połowie miałam ochotę porzucić lekturę i już do niej nie wracać, ale ostatecznie muszę przyznać, że to właśnie końcówka dostarczyła mi wreszcie emocji jakich oczekiwałam od początku. Mimo wszystko nie bardzo rozumiem jaki morał płynie z tej historii. Jaki cel miała autorka i co chciała przekazać. Raz potępia Cathy, raz jej broni. Piętnuje jej romans, by za chwilę nadać mu terapeutyczne znaczenie. Choć kończy książkę, tak słodko, że aż mdli, epilogiem miesza czytelnikowi w głowie i sprawia, że tym bardziej nie wiadomo, o co tak naprawdę jej chodziło. Miałam nadzieję, że tytułowy Arsen, będzie kimś innym, że naprawdę będzie można nadać temu imieniu jakieś głębsze znaczenie, ale jak dla mnie, był to tylko bogaty dzieciak, który sam nie wiedział czego chce i tak naprawdę nie był w tej historii kluczem, więc jeśli autorka zatytułowała by książkę ?Ben?, albo ?Cathy? w sumie wyszłoby na jedno. Ach, wydawało mi się, że o tak słabej i niespójnej książce szybko zapomnę, ale jednak, to prawda, że ciężko wyrzucić ją z głowy. Choć niechętnie, muszę ostatecznie się zgodzić, że książka nikogo nie pozostawi obojętnym. Szkoda tylko, że mnie zostawiła z samymi negatywnymi odczuciami.
Opinia bierze udział w konkursie