Z Baśnioborem łączy mnie dosyć specyficzna relacja ? z jednej strony bardzo polubiłam się z tym cyklem i z przyjemnością wracam do tego świata, ale z drugiej... jakoś tak trudno jest mi się zabrać do czytania tych książek. Nie zrozumcie mnie źle, nie twierdzę, że to nudne książki, po prostu z jakiegoś powodu nie potrafię po nie sięgnąć tak szybko, jakbym tego chciała. Dlatego też przeczytanie tomu czwartego zajęło mi kilka miesięcy... A przecież to taka dobra książka jest!
Stowarzyszenie Gwiazdy Wieczornej nie ustaje w swoich wysiłkach i za wszelką cenę chce zdobyć WSZYSTKIE artefakty, by zapanować nad światem i posiąść całą moc. Kendra wraz z Rycerzami Świtu musi odkryć, gdzie znajduje się klucz do skarbca, w którym znajduje się jeden z pożądanych talizmanów. Żadne z nich nie wie, jak niebezpieczna okaże się ta wyprawa, zwłaszcza że w tym samym czasie w tajemniczych okolicznościach znika Seth...
Kiedy zaczynałam czytanie tej książki, odczuwałam zaciekawienie, ale z czasem zaczęłam zauważać u siebie delikatne znużenie ? nie wiem dlaczego, ale początki kolejnych tomów Baśnioboru zazwyczaj są dla mnie dość rozległe i niezbyt zachęcające do dalszej lektury. Odłożyłam więc tę książkę na jakiś czas z myślą, że wrócę do niej po prostu później. No i cóż, nadeszło to ?później?, ja jestem już po lekturze, a przyznam, że pochłonęłam tę książkę w ekspresowym tempie (oczywiście po pływie wyżej wspomnianego czasu).
Nieustannie czuję irytację na myśl o Setcie, no przepraszam. Ja wiem, że ten bohater właśnie taki ma być ? dość szalony, odważny i wyrywający się wręcz do kolejnych misji. Jednak podejmowane przez niego decyzje przynoszą zazwyczaj więcej szkody niż pożytku i właśnie to doprowadzało mnie do szału. Kendra z kolei w pełni zasłużyła sobie na moją sympatię. Jest to rozważna i inteligentna dziewczynka (Seth oczywiście również taki jest, ale umówmy się, jego... potrzeba robienia czegokolwiek mu w tym odrobinę przeszkadza), która na chłodno podchodzi do ważnych spraw i zanim podejmie jakąś decyzję ? stara się ją przemyśleć.
Ogólnie rzecz biorąc, Tajemnice smoczego azylu okazała się naprawdę świetną częścią tego cyklu. Były smoki, była akcja, były tajemnicze zniknięcia i nie zabrakło odrobiny dramaturgii. No i oczywiście humoru, który jest nieodłącznym elementem twórczości Brandona Mulla (w tym przypadku przynajmniej). Czytanie o kolejnych perypetiach bohaterów oraz niebezpiecznym przeciwniku, który nie spocznie, dopóki nie osiągnie swojego celu, było ekscytującą przygodą i wybaczam nawet ten odrobinę rozwleczony wstęp.
Basniobór to taki cykl, który mimo wszystko wspominam z uśmiechem i myślę wręcz, że za jakiś czas będę chciała powrócić do tych historii ponownie, by przeżywać na nowo wszystkie te wydarzenia razem z bohaterami.
Komu mogę polecić te książki? Zdecydowanie miłośnikom literatury dziecięcej i młodzieżowej, a także fantastyki (ale tej lżejszej). Wcale nie dziwię się, że Baśniobór jest dla niektórych comfort serią ? te książki po prostu mają to COŚ w sobie.
Opinia bierze udział w konkursie