- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.miał się, że mówię o śmierci. Że w taki sposób. A w jaki miałem mówić, żeby ktoś choć na mnie spojrzał? Przecież codziennie mówimy o śmierci. Dzień dobry, mamo, dzień dobry, tato - a to znaczy śmierć. Każdy ruch szczoteczki, każda banieczka piany przybliża cię do niej. Miałem wam sprzedać taką opowieść? O szczurze, o korniku naszych, waszych dni? Gąsior, nie chce mi się rozpaczać i rozpamiętywać. No, może, powiedzmy, chcę umrzeć bez pomocy tej szczoteczki, może chcę, by ktoś to zobaczył, bo strach nie daje mi spokoju, a nie chcę umierać ze strachu, co nie jest jeszcze czymś najgorszym, skoro grozi śmierć z obrzydzenia. Spójrz na siebie, Gąsior, japisie od siedmiu boleści, z teczką i w butach za milion. Wszyscy zdechniecie albo oszalejecie, gdy wszystko, co macie do zrobienia, będzie już zrobione. Tylko że nie ma takiej możliwości, więc zdechniecie albo oszalejecie grubo przed końcem, chociażby dlatego, że tego końca nigdy nie będzie widać. Koniec jest jeden, ale wam to się w tych głupich głowach nie mieści. Ja mam trzydzieści dwa lata, byłem pianistą i pederastą, potem czytałem książki i chodziłem po ulicach, i wierzyłem, że jestem obrazem i podobieństwem. Zwłaszcza jak mi ktoś dokopał. Bo wtedy cierpiałem, a żadne inne podobieństwo nie przychodziło mi do głowy. Co powiedziałeś żonie? W śpiworze było ciepło i ciemno. Czułem duszną woń własnego ciała. Kiedy matka otulała mnie kołdrą i wychodziła, oddawałem się ulubionemu wyobrażeniu. Oto moje łóżko płynie przez najgorsze pogody, przez śnieg, deszcz, żegluje wśród lodowatych fal jakiegoś północnego oceanu, wiatr, mróz i ciemność. A ja w tym wszystkim zupełnie bezpieczny, otulony pościelą, i nawet najmniejszy podmuch nie wdziera się do wygrzanej nory. To było to. Tkwiłem w kokonie, w przestrzeni najmniejszej z możliwych. Pierdnąłem, żeby odegnać wszystkie złe moce. I słuchałem. - Nic szczególnego. Powiedziałem, że jestem zmęczony i chcę wyjechać na parę dni. W góry. Mamy w górach znajomych. - Gdzieś tutaj? - Nie. Za Przemyślem. - Nie mogłeś powiedzieć jej prawdy? - Jakiej prawdy? Że jadę się bawić w partyzanta? Wasyl, bądź poważny. - A jak zginiesz? Bardzo chciałem zobaczyć twarz Gąsiora, ale przecież nie mogłem się teraz poruszyć, wystawić głowy, nawet westchnąć. Musiałem sobie wyobrazić, jak zerka na Bandurkę, jak jego niespokojne oczy nieruchomieją za okularami i szukają w twarzy Wasyla jakiejś wskazówki, kpiny, ironii, czegoś, co podważyłoby prosty sens tych słów. - Chyba w lesie. - Gdziekolwiek, Gąsior. - Przestań pierdolić. I nie pij więcej tego zajzajeru. Nie nadążam za twoimi żartami. - To poważna sprawa, Gąsior, śmierć. Zamilkli. Usłyszałem stuk kubka, gulgot nalewanego spirytusu i chlust wody, która dopełniła miarkę. Osunęły się polana w ogniu, a zbłąkane uderzenie wiatru zwaliło się na nasz domek. W końcu Gąsior nie wytrzymał tej ciszy specjalnie dla niego zmajstrowanej. - Chcesz? Nie ma co czekać, aż się przegryzie. - Daj. I daj mi tego swojego camela. Nakupiliśmy jakichś syfów. Założę się, że posłał w tym momencie ten swój nieruchomy uśmiech, w którym brała udział jedynie górna warga, odsłaniająca szereg równych, żółtawych zębów. Do tego uśmiechu trzeba było się przyzwyczaić. - Zginiesz w lesie, a my cię odnajdziemy. Albo sam się odnajdziesz. Coś takiego. - Żeby ta pogoda się tylko zmieniła. Trochę słońca. Można by się wybrać na jakąś wycieczkę. Mówiłeś, że będziemy chodzili. - Pochodzimy sobie, Gąsiorku, pochodzimy, i to niezależnie od pogody. A teraz najlepiej zrobimy, idąc lulu. Zaczekałem, aż krzątanina ucichnie, zaczekałem, aż się ułożą, aż oddechy staną się powolne i głębokie. Wtedy wystawiłem głowę, a potem wylazłem, żeby odnaleźć spirytus i camele. Wróciłem do śpiwora, pociągnąłem szybki łyk, który pozbawił mnie oddechu, zapaliłem, wsunąłem pod głowę bukowy klocek i zaległem. Gąsior spał zwinięty, a jego włosy wyglądały jak jeszcze jeden kłąb waty wyłażący z fajansiarskiej kołdry, którą się okręcił. Bandurko i Mały spali po drugiej stronie paleniska. Zasłaniały ich płomienie. A więc byliśmy oddziałem partyzanckim dowodzonym przez Wasyla Bandurkę. Trzydziestoparoletni faceci obarczeni potomstwem i częściowo żonaci. O tej porze żona Gąsiora zasiadała zapewne przed telewizorem, żeby obejrzeć sobie trochę niusów ze wschodu i południa: trzydziestoparoletnich facetów obarczonych rodzinami. Patrzyła, jak kucają i pełzną wśród gruzów, a drobniutkie obłoczki kurzu znaczą ślady pocisków kalibru 7,62 na murach, na płytach chodnika. Z worków wyciekają strużki piachu, spod hełmów pot. Albo tych samych facetów, gdy idą powoli wśród ruin, przestępują zniszczone przedmioty i ciała. Ka
książka
Wydawnictwo Czarne |
Data wydania 2018 |
Oprawa twarda |
Liczba stron 324 |
Szczegóły | |
Dział: | Książki |
Promocje: | wysyłka 24h |
Kategoria: | Literatura piękna, Powieść społeczno-obyczajowa |
Wydawnictwo: | Czarne |
Oprawa: | twarda |
Okładka: | twarda |
Rok publikacji: | 2018 |
Wymiary: | 130x200 |
Liczba stron: | 324 |
ISBN: | 978-83-8049-699-6 |
Wprowadzono: | 27.04.2010 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.