Do Królestwa powraca Serada niosąc wielkie wieści: Jasność jest w królestwie. W Sferach Poza czasem, odległych, niebezpiecznych, ale jednak ? dostępnych. Regent królestwa nie traci ani chwili: natychmiast organizuje wyprawę, która ma nawiązać kontakt z Bogiem. Oczywiście, tak trudna wyprawa nie może odbyć się bez Tańczącego na Zgliszczach. Ten na razie po ostatnich przygodach nie jest w najlepszych relacjach ze swoimi przyjaciółmi...
Czytasz książkę. A przynajmniej niby to robisz, ale w praktyce masz wrażenie, jakbyś siedział właśnie w barze, wysłuchując opowieści kogoś sobie bliskiego, lekko podchmielonego, ale jednak w dobrym nastroju i z wielkim talentem do snucia opowieści. A o czym słuchasz? Oczywiście, że o olbrzymich przygodach już niekoniecznie tak wielkich Skrzydlatych. I choć chcesz, by ta chwila trwała jeszcze długo to prędzej, niż Ci się wydaje możliwe noc jest już późna, piwa brakuje, a opowieść się kończy. Cóż, mniej więcej tak czułam się czytając ?Bramy Światłości?.
Pewna, że już więcej nie spotkam moich ukochanych postaci niezwykle uradowałam się tym, że mogę znów wrócić do ich świata, zwłaszcza, że bardzo lubię styl Kossakowskiej. Nie pisze może w najpiękniejszy z możliwych sposobów (mimo, że chwilami opisy potrafią zachwycać), ale jej głos jest tak przyjemny dla ucha, że po prostu nie chce się książki odkładać. Czasem jej pomysły są absurdalne, czasem ? po prostu zabawne. Innym razem mrożą krew w żyłach w chwili, w której naszym bohaterom może coś się stać, a jeszcze kiedy indziej sprawia, że zachwycamy się pięknem otaczającego nas świata. Często puszcza oko do czytelnika i sprawia, że ten po prostu czuje się częścią historii. Zdaje sobie sprawę, że znam wiele autorów, którzy piszą ładniej, ale przecież nie zawsze musi być najpiękniej. Wystarczy, by było ludzko i... ciekawie. A styl Kossakowskiej właśnie taki jest.
?Bramy Światłości? to fantasy drogi, przygody: większa część akcji skupia się na podróży Abadona z grupą Serady. Sprawiło to, że Gabriela, czy mojego ukochanego Razjela nie było w niej zbyt wiele, a większość postaci drugoplanowych raczej więcej na kartach powieści się nie pojawi, ale nie narzekam. Kolejne spotkanie ze Skrzydlatymi było jak najbardziej owocne.
Bo może i nie miałam Razjela, ale za to autorka postawiła na dwie inne, dość ciekawe, postacie. Przede wszystkim na Piołuna: ukochanego konia Abadona, który jeszcze nigdy nie odgrywał aż tak ważnej roli. A to bardzo ciepła postać, która chwilami potrafi przerazić swoimi absurdalnymi myślami (które dla niej są oczywistością), by chwilę później rzec coś w zadziwiająco mądrego. W ogóle, mam wrażenie, że Kossakowska niezwykle ciepło opisuje wszystkie zwierzęta będące związane z jej postaciami, nie ważne, czy są to koty, czy mantikory.
Druga postać, Serada, to dość typowy charakter: podróżniczka, pragnąca poznać świat jak najlepiej. Opisać go, dotknąć, zobaczyć, poczuć. I mimo, że nie ma w niej niemal nic zaskakującego to siła jej charakteru ma w sobie coś przyciągającego.
Nie chcę zbyt wiele zdradzać co do treści, ale fanom naszego kochanego Niosącego Światło, czy też Lampki, zwanego Lucyferem niosę dobrą nowinę: pan romantyczny buntownik w tej części również występuje i jak zawsze, musi wtrącić do swojej sprawy trzy grosze. Wydaje mi się jednak, że jego wątek zostanie bardziej rozwinięty w kolejnych tomach.
Na koniec muszę dodać kilka słów dotyczących samego wydania. Choć okładka nie do końca mi się podoba (jak z resztą prawie każda z tej serii) to ilustracje wewnątrz są niezwykle klimatyczne, co naprawdę zasługuje na uznanie.
?Zastępy anielskie? polubiłam już jakiś czas temu i nie mam zamiaru przestać. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom ?Bram Światłości?, a wszystkich innych zachęcam do czytania, bo to jest po prostu bardzo przyjemna przygoda.
Opinia bierze udział w konkursie