Jak przystało na autora, jego dzieło to coś więcej niż tylko historia z pogranicza fantastyki naukowej połączonej z postapokaliptyczną wizją przyszłości. Już od samego początku w czytelnika uderzają dość wyraźne nawiązania polityczne, które są znakiem rozpoznawczym dzieł Bilala. Mniej lub bardziej zawoalowany, momentami karykaturalny obraz polityki i władzy w najprzeróżniejszej jej formie. Każdy obrywa tutaj po równo, błędy i przywary wytykane są tym zarówno z prawej, jak i lewej stronie. Komuniści, pseudokomuniści, faszyści i cała reszta to obozy, które różnią się tylko zewnętrznym wyglądem, ale tak naprawdę każda dąży do tego samego, mając przeciętnego obywatela w głębokim poważaniu.
Autor w dość intrygujący sposób stara się również pokazać nasze obecne uzależnienie od technologii oraz sieci, która staje się głównym, czasem nawet jednym, źródłem wiedzy. Gigantyczny postęp technologiczny, który następuje dosłownie z dnia na dzień, może stać się dla nas przysłowiowym gwoździem do trumny. Z technologią jest jak ze środkami odurzającymi, może powodować ona euforię i chwilę przyjemności, ale gdy nagle jej zabraknie, może bardzo nieciekawie.
Na temat komiksu, jak i całej serii, można napisać wiele pozytywnych zdań, jednak nie zmieni to faktu, że gdy porównamy obecne dzieło z poprzednimi tytułami twórcy (chociażby z Trylogia Nikopola), to pozycja ta wypada przy nich dość przeciętnie. Dotyczy to zarówno scenariusza, który jest o wiele mniej rozbudowany, jak i bohaterów, którzy są odrobinę za mało wyraziści, bez jednego dominującego charakteru, który przykuwałby uwagę czytelnika. Fabuła, przynajmniej jak do tej pory, nie jest nadmiernie odkrywcza a umieszczone w niej nawiązania Bilala do współczesnego świata, nie są aż tak ostre i porywające jak można byłoby się spodziewać to tym artyście. Nie należy mnie zrozumieć, źle komiks nie jest zły i potrafi zaciekawić czytelnika, a zaprezentowana w nim historia bije na głowę wiele innych współczesnych dzieł, jednak oceniając Bug z perspektywy innych dzieł E.B, widać wyraźny spadek jakości.
Wyraźnej zmianie uległy również rysunki twórcy, które stały się teraz mniej wyraziste, w niektórych momentach przypominające nawet niezbyt dopracowane szkice. Mamy tutaj do czynienia ze sporą ilością rysunków, na których widnieje sporo pustych przestrzeni z dominującym mniej lub bardziej jednym elementem. Główną siłą warstwy arktycznej jest tutaj operowanie barwami i odcieniami, co niestety nie na każdej stronie się sprawdza, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę duży format albumu. Po raz kolejny trudno nie porównać dzieła do np. Trylogia Nikopola, zauważając pewien regres artystyczny. Trudno zawyrokować czy jest to celowe działanie i pokazanie światu swojego nowego stylu, czy też wiek też już zaczyna odgrywać tutaj znaczącą rolę.
Opinia bierze udział w konkursie