Thomas Harris jest autorem jednej z moich ulubionych trylogii, które rozpoczęła się książką "Milczenie owoc". Pamiętam wakacje kilkanaście lat temu, kiedy zabrałam ze sobą cały cykl do słonecznej Hiszpanii, gdzie oddawałam się błogiemu lenistwu. Jednak zamiast leżeć plackiem na plaży cały dzień spędziłam pod parasolem gdzie czytałam książki. Były to pierwsze wakacje kiedy wróciłam bez pięknej, brązowej opalenizny, za to z wielce rozbudzoną wyobraźnią i trzema nowymi lekturami, które z miejsca wskoczyły do pierwszej dziesiątki moich ulubionych. Długo musiałam czekać na kolejną powieść Harrisa, więc kiedy zobaczyłam zapowiedzi "Cari Mori" wprost nie mogłam się doczekać, aż pozycja ta trafi w moje ręce. Po pisarzu, którego każde z dzieł zostało zekranizowane spodziewałam się naprawdę wszystkiego...dobrego oczywiście. Jedyne co nie przyszło mi do głowy to to, że napisana po latach powieść będzie jedynie próbą odcinania kuponów, grania znanym i szanowanym nazwiskiem oraz żartem z czytelników. Teraz, kilka godzin po zakończeniu lektury, czuję się poniekąd oszukana i zawiedziona. Jeśli powieść tę napisał by początkujący autor lub też twórca New Jork Timesa, to pewnie moja ocena byłaby lepsza, jednak po Thomasie Harrisie, spodziewałam się dużo, dużo więcej.
Przestępcy od lat próbują wytropić skarb ukryty pod posiadłością należącą niegdyś do Pablo Escobara w Miami Beach. W wyścigu po 25 milionów dolarów w złocie prowadzi targany chorymi namiętnościami Hans-Peter Schneider ? człowiek, który zarabia na życie, realizując przerażające fantazje bogaczy. Na drodze staje mu Cari Mora, piękna strażniczka rezydencji, która znalazła w Stanach schronienie przed przemocą panującą w jej kraju. Schneider wkrótce pozna zaskakujące umiejętności Cari i przekona się, jak silna jest jej wola walki.
W "Czerwonym smoku" Thomas Harris włożył w usta profilera FBI, Willa Grahama, następujące słowa "wydawało mu się, że przez 40 lat niczego się nie nauczył, jedynie się zmęczył". Dziś, prawie po 40 latach od wydania "Milczenia owiec", można śmiało powiedzieć, że cytat ten doskonale pasuje do samego autora, na którego temat wiemy niewiele. Nie udziela wywiadów, nie występuje publicznie, a według pogłosek pisanie traktuje jako formę tortur. Jego reputacja opiera się na trzech powieściach, wydanych w latach 1981-1999, o tytułach : "Czerwony smok", "Milczenie owiec" i Hannibal, z których każda przedstawia kanibalistycznego psychiatrę Dr Hannibala Lectera. Pierwszy i drugi tom można śmiało nazwać arcydziełami gatunku, ze względu na dobrą jakość prozy Harrisa, subtelność jego charakteryzacji oraz przenikliwość psychologiczną. Inaczej rzecz się miała z "Hannibalem", który okazał się bardziej problematyczny ze względu na surrealistyczny punkt kulminacyjny, niesamowitą, dwuznaczną kodę, jedyną logiczną konkluzję do tańca kochanków Lectera i jego prześladowcy FBI, Clarice Starling. Harris napisał również thriller "Czarna niedziela", który bardziej przypomina uczniowską pracę domową niż dzieło dojrzałego pisarza, oraz "Hannibal. Po drugiej stronie maski", która to książka okazała się niczym więcej niż scenariuszem filmowym.
Teraz w ręce czytelników trafiła "Cari Mora", szósta książka Harrisa - a biorąc pod uwagę jego wiek i niedostatek jego dorobku, prawdopodobnie jego ostatnią.
Akcja powieści rozgrywa się w Miami na Florydzie, gdzie pod dawnym domem barona narkotykowego Pabla Escobara, znaleziony zostaje dobrze zabezpieczony sejf, w którym ukryto złoto o wartości milionów dolarów. Oczywistym jest, że do skarbu chcą się dobrać wszyscy okoliczny watażkowie. Tym razem Harris podzielił ich na tych "dobrych i złych" jednocześnie usprawiedliwiając przemoc, gwałty, morderstwa i rozboje. Tak naprawdę jedynym czarnym charakterem w tej powieści jest postać Hansa-Petera Schneidera. Mężczyzna ten jest bezwłosym zboczeńcem, którego głównym zajęciem jest handel okaleczonymi kobietami i ich narządami wewnętrznymi a ulubioną rozrywką patrzenie na rozpuszczające się zwłoki w maszynie do płynnej kremacji. Nie pogardzi też od czasu do czasu zjedzeniem nerki czy płuca swoich ofiar. Harrisa od zawsze fascynowali ludzie-potwory, tacy jak zdeformowany Francis Dolarhyde w Czerwonym Smoku czy Jame Gumb w "MIlczeniu", próbujący się przemienić w kogoś innego za pomocą skór jego ofiar. W teorii Hans-Peter Schneider powinien być kontynuatorem tej linii, jednak jak dla mnie, okazał się jedynie karykaturą.
Tym z kolei co mi się podobało w książce był fakt, że w jednym autor pozostał konsekwentny i kolejny raz na główną bohaterkę wybrał kobietę silną, odważną i zdeterminowaną. Jednak w odróżnieniu do poprzednich książek, tym razem nie psychika Cari Mory jest ważna a jej tragiczna przeszłość.
Reszta bohaterów, choć w tym wypadku określenie to jest użyte na wyrost, to zbiór Latynosów i Latynosek, których głównym przeznaczeniem jest śmierć, a to w wyniku pożarcia przez krokodyle, odstrzelenie głowy czy też inny niezbyt wyrafinowany sposób. Również i tutaj widać fascynację autora wszelkiego rodzaju deformacjami, jednak tutaj przeniosły się one z niepozornych ust na całą czaszkę.
Ci, którzy znają prozę Harrisa, wiedzę że autor bardzo dużą rolę przykłada do "muzyki", która pojawia się w jego powieściach. Jeśli byśmy się pokusili o analizę danej książki, jedynie na podstawie utworów i melodii , które się w niej pojawiają, to "Cari Mora" byłaby niczym innym niż czarną komedią, w której niestety humoru było jak na lekarstwo. W tekście pojawia się 13 Wariacja Goldbergowska Jana Sebastiana Bacha, która (w wielkim skrócie) opowiada o odrzucającym zapachu kapusty kiszonej i buraczków. Utwór ten zaliczany jest do gatunku quodlibetów, czyli rodzaj żartu muzycznego, polegający na współdziałaniu tematów różnego pochodzenia melodycznego lub tekstowego w jednej formie muzycznej. Podobno był on źródłem wielu radości w rodzinie kompozytora w czasach, kiedy ludzie sami musieli wynajdywać sobie rozrywki. Biorąc pod uwagę poprzednie książki autora możemy zauważyć, iż wszystkie "melodie" , które wykorzystuje w swoich książkach są użyte celowo. Stąd moje przeświadczenie iż komediowy wydźwięk "Cari Mora" nie był pomyłką czy wypadkiem przy pracy lecz czymś zamierzonym. Niestety do mnie to nie przemówiło. Po autorze, w cieniu sławy którego tworzyli pisarze thrillerów ostatnich lat, spodziewałam się czegoś więcej, czegoś mrocznego, przerażającego, trzymającego w poczuciu zagrożenia. To co dostałam można śmiało przyrównać do wiktoriańskiej groteski. Z jednej strony Harris bawi się opowieścią o Pięknej i Bestii z drugiej skręca w kierunku melodramatu scenicznego i gotykowi, ale Cari Mora brakuje tego, co Flannery OConnor nazwał ?wewnętrzną spójnością? .
Oczywiście w książce pojawiły się smaczki tak typowe dla prozy Harrisa, ciekawostki które jeszcze raz utwierdziły mnie w przekonaniu, że nawet najmarniejsza książka, może nam przekazać jakąś wiedzę, czegoś nas nauczyć. Między innymi dowiedziałam się, że jeden z szesnastowiecznych papieży, bazując na przedstawionej mu mylnej argumentacji teologicznej, wydał zgodę uznając kapibarę za rybę. Decyzja ta nigdy nie została cofnięta. Dzięki temu do dnia dzisiejszego jedzenie mięsa tego zwierzęcia (ryby) jest dozwolone w okresie Wielkiego Postu.
Albo czy znaliście sposób kradzieży zwany na majonez? Jedna osoba przechodzi koło obiektu, który niesie teczkę lub coś wartościowego w ręku, mijając go brudzi "niechcący" majonezem ramię przeciwne do zajętego przez "ładunek". Kiedy ofiara przystaje złodziej natychmiast podaje mu w wolną rękę chusteczkę i przeprasza za swoją niezdarność. Mężczyzna lub kobieta zmuszona jest do postawienia teczki na ziemi w celu wyczyszczenia plamy. W tym czasie drugi złodziej kradnie "towar" i ucieka.Właśnie takie ciekawostki sprawiają, że czytałam z zainteresowaniem.
Desperacko chciałam, żeby powieść "Cari Mora" była lepsza, oklaskiwać Harrisa i dać mu naprawdę dobrą, zasłużoną notę. Co prawda książka ta rzadko kiedy jest nudna, na to autor jest zbyt doświadczony i wrażliwy, jednak jest zbyt komiksowa, nietypowa, kill-billowa, hostelowa, przewidywalna i niedogadana. Zdecydowanie zbyt mało tutaj opisów, detalików i szczegółów. Ta płytkość charakterystyk ,brak wyraźnego kontekstu historycznego oraz kompasu moralnego bohaterów sprawia, że ??przemoc jawi się jako zwykły sadyzm, jako seria brutalnych, choć komicznych, scen dla mas. Więc jeśli "Cari Mora" jest komedią, to żart ten wymierzony jest bezpośrednio w czytelnika.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że w powieści jest wszystko to czego spodziewałabym się po Harrisie. Są tortury, deformacje i oszpecenia, samotna kobieta walcząca z bezlitosnym potworem, a nawet odrobina kanibalizmu. Czy to nie wszystko czego oczekiwaliśmy ze strony akurat tego autora? Być może, zabrakło jednak jednego bardzo ważnego składnika : doskonałości.
Opinia bierze udział w konkursie