Gdy gniew budzi moc
Czy znacie Carrie Wihite? Nie? A może przemyka gdzieś po cichu korytarzem, ubrana w niemodne, bo niemarkowe ubrania? Może nie odróżnia iPhone?a od iPoda, a w kieszeni ma starą, obciachową komórkę? Może wyśmiewacie się z niej bo jest taka... inna? Widujecie ją codziennie, ale nie zwracacie uwagi, jakby stała się cieniem, albo tłem szkolnego korytarza. Taka mogłaby być współczesna Carrie. A Carrie Stephena Kinga? To już trochę inna historia...
Carrie White jest inna od swoich rówieśników. Ta dziwność Carrie i jej matki Margaret powoduje, że jest obiektem kpin i żartów. Kiedy postanawia wreszcie uwolnić się od fanatycznej rodzicielki i dostosować do reszty, pada ofiarą okrutnego żartu. To przelewa czarę goryczy i powoduje, że dziewczyna wyzwala nagromadzoną w sobie moc i gniew.
Carrie to debiut powieściowy Kinga i jednocześnie jedna z najlepszych jego książek. Nie poraża objętością, ale treścią. Zapada w pamięć, czy tego chcemy, czy nie. Pochodzi jeszcze z czasów, kiedy King nie pisał długich powieści, ale za to takie, od których nie sposób się oderwać i przejść obojętnie.
O tej książce nie da się zapomnieć. Nie da się i już. Wstrząsa, a emocje, które wyzwala w nas lektura nie chcą nas opuścić na dłużej. Nie ulatniają się, tylko buzują, rosną, tak jak wzrasta gniew Carrie. Jej szaleństwo, rozpacz, przyznanie się do porażki. Nas również to dotyka.
Bo Carrie wciąż jest z nami, w plastycznych opisach Kinga, w ekranizacji Briana de Palmy. Jest, a my zostajemy przejęci i wzruszeni. Smutni, że przecież to mogło się wydarzyć, nawet gdzieś blisko nas. A najbardziej przerażające jest to, że często groza nie jest tylko literacką fikcją. Jest blisko, tuż obok.
A my? Przyglądamy się bezczynnie. Widzimy, ale nie odczuwamy. Śmiejemy się jak inni, żeby czasem nie znaleźć się w podobnie nieciekawej sytuacji. Przecież to nas nie dotyczy...
Tyle się mówi o przemocy w szkole i rodzinie. Zazwyczaj przy okazji, gdy dojdzie do tragedii. Wtedy zastanawiamy się gdzie byli rodzice, nauczyciele, inni uczniowie, opieka społeczna, policja, służba zdrowia... Okazuje się, że była taka Carrie, tylko wszyscy jednogłośnie mieli ją w głębokim poważaniu. Oczywiście przed kamerami jest inaczej. Można byłoby się zdziwić i unieść brew wysoko, że tyle było tego wsparcia, a problem przemocy rósł i rósł, aż w końcu doszło do najgorszego.
W tym wypadku było inaczej. Prześladowana osoba, w desperackim akcie przyznania się do ostatecznej klęski, poradziła sobie tak jak potrafiła, wykorzystując swoją moc i siejąc zniszczenie. Dopiero gdy świat zapłonął, Carrie była na ustach wszystkich.
Może więc lepiej byłoby pójść z duchem czasu i zamiast katować opowieściami o spalonych dzieciach i opasłymi tomami o cierpieniu narodu, przez które trudno przebrnąć, wciągnąć na listę lektur powieści takie jak Carrie. Myślę, że bardzo dobrze sprawdziłaby się jako przestroga i lekcja wrażliwości na ?innych? od nas. Bo przecież inny, nie znaczy gorszy.
Recenzja pochodzi z ...