Powszechnie mówi się, że nie powinno się oceniać książki po okładce. No właśnie, nie powinno, nie, że nie wolno ? nie uwierzę, że NIKT z Was choć raz nie zasugerował się nią przy wyborze :D Ja tak miałam z tą książką, zobaczyłam okładkę, przeczytałam tytuł i wiedziałam. Wiedziałam, że muszę to przeczytać. Po prostu zaintrygowała mnie ta pozycja już od pierwszego wrażenia :D Ale dobra... to w takim razie, czy wyszłam na tym dobrze?
Josselyn w dzieciństwie omal nie zginęła, żyje tylko dzięki pewnemu chłopakowi imieniem Christopher. Po tym, jak została uratowana, jej obrońca znika, a ona nawet nie dostaje szansy mu podziękować. Osiem lat później do szkoły Joss dołącza trzech nowych uczniów. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jeden z nich bardzo jej przypomina Christophera. Więc dlaczego przedstawia się innym imieniem?
Powinniście wiedzieć, że Josselyn należy do upartych dziewczyn i nie spocznie, póki nie dowie się prawdy, o ile można to tak nazwać. Jest to jedna z tych zbuntowanych nastolatek, ale ma ku temu swój powód. Bo tego dnia, w którym otarła się o śmierć, rozpadła się też jej rodzina. Teraz, kilka lat po tym zdarzeniu widać wyraźnie, jak to się na niej odbiło. Nie powiem, że jakoś bardzo, bardzo, bardzo ją polubiłam, ale że poczułam cień sympatii do niej ? owszem. Joss jest utalentowanym sportowcem, jej tata trenuje szkolną drużyną baseballistów, tak więc wiadomo po kim ma talent. Sprawia wrażenie silnej, twardej dziewczyny, ale tak naprawdę kryje w sobie wiele niepewności. A no i przy okazji baseballu ? Ginger genialnie to wszystko opisała i gdybym tylko znała fachowe określenia poszczególnych ruchów tej grze, to z pewnością miałabym ją przed oczami jeszcze wyraźniej, ale i tak dość dobrze potrafiłam sobie to wyobrazić.
Wes to postać, która z początku budzi dość dziwne uczucia, przy czym jednocześnie intryguje, bo nie daje się od razu poznać z tej właściwej strony, podchodzi do pewnych spraw z dystansem. Ale po czasie zaczynamy widzieć w nim to, jaki naprawdę jest i wtedy go polubiłam jeszcze bardziej. Ot, taki chłopak prawie idealny, ale jednak nie do końca.
Z początku książka bardzo szybko wciąga i przyjemnie się czyta. Rozdział, który pozwala nam zapoznać się z zarysem wydarzenia mającego miejsce te kilka lat temu, od którego wszystko się zaczęło, jest według mnie napisany w ciekawy i wyczerpujący sposób. Zawarte są te informacje, które powinniśmy znać i nic mniej/więcej. Potem następuje przerzut już do fabuły właściwej, która nabiera tempa w taki sposób, ze się nie nudzimy ? a często bywa tak, że zanim historia się rozkręci jest zwyczajnie nudnawo. Ale... w okolicach połowy dopadła mnie minimalna niemoc i odechciało mi się czytać, zrobiło się mniej ciekawie, mało się działo. Kilkadziesiąt stron później zaczyna to zanikać, by z kolei akcja popędziła prawie że na łeb, na szyję. Czytałam i ledwie ogarniałam co tam, się dzieje! Zakończenie z kolei naprawdę się autorce udało, jest takie dość... nieprzewidywalne i nietypowe. Ja w każdym razie nawet nie pomyślałam, ze wszystko może się skończyć w taki sposób! No halo... o drugi tom proszę... :(
?Chłopak taki jak ty? w pewnym sensie jest zwykłą młodzieżówką, ale też nie do końca. To historia o tym, jak wielki wpływ mają na dorosłe życie zdarzenia z dzieciństwa, podejście rodziców do dziecka oraz to, że takie wydarzenia/zachowania nie znikną z psychiki, ciężko naprawić tego konsekwencje. Ta książka pod przykrywką przyjemnej historii pokazuje właśnie skutki trudnego dzieciństwa. Mimo nudniejszego momentu podobała mi się i jeśli szukacie jakiejś niegłupiej młodzieżówki to to może być dobry wybór! ;) Ale ostrzegam ? bardzo możliwe, że po skończeniu będziecie chcieli drugą część na JUŻ, jak ja ;P
Opinia bierze udział w konkursie