Są książki, które wręcz mnie przyciągają. Mogą mieć niepozorne okładki, niekoniecznie zachęcający opis, a jednak mają w sobie to coś, co mnie hipnotyzuje. Na Kazimierza Kyrcza Jr. trafiłam przypadkowo, zaintrygowana dość skrajnymi opiniami. Jedni uznawali jego książki za super, inni zaś za coś niewartego uwagi. Pomijając wtedy fakt, że zaciekawiła mnie okładkowa notka, to w takich przypadkach uwielbiam sprawdzać, gdzie ulokuje się moja opinia. Czy będę wśród tych zadowolonych, czy wręcz przeciwnie.
W Krakowie od dłuższego już czasu grasuje seryjny morderca nazwany przez dziennikarzy Kubą Szpikulcem. Jego celem są prostytutki, które dla niego są niczym - zbędne śmieci, które sprowadzają porządnych ludzi na złą drogę, doprowadzają ich do grzeszenia. Policja ma pełne ręce roboty, a dodatkowo musi się uporać z własnymi problemami. Dodatkowo okazuje się, że funkcjonariusze posuwają się do robienia rzeczy, które im nie przystoją. Co więcej, nawiązują bliskie kontakty z tymi, z którymi nie powinna zadawać się w ten sposób. Sprawę Kuby Szpikulca obejmuje Edyta Fortuna, która prócz rozwiązania sprawy seryjnego mordercy, dodatkowo musi okiełznać swój męski zespół śledczych.
Złapanie sprawcy jest nie lada wyzwaniem, bo co rusz pojawiają się nowi naśladowcy tacy jak Artur Porudzki, którego psychika skrzywiona jest za sprawą nadopiekuńczej matki, która nie zdaje sobie sprawy z tego, że swoim zachowaniem krzywdzi zarówno syna, jak i innych ludzi, bo mężczyzna w specyficzny sposób daje upust swoim emocjom.
Poznajemy także Michała Walczaka, którego relacje z matką również nie są normalne. Mężczyzna wręcz zmusza się do tego, by odwiedzać matkę w zakładzie opieki. Wizyty u niej kosztują go naprawdę wiele energii i emocji.
Co ciekawe, to o czym wspomniałam, to niewielka część wątków, jakie przeplatają się w powieści Kazimierza Kyrcza Jr. . Jedyne co mnie zirytowało, to brak jakiejkolwiek wzmianki o tym, że "Chłopcy, których kochano za mocno" to druga, a nie pierwsza część cyklu. Jak tylko zaczęłam czytać, to odniosłam wrażenie, że znajduję się w środku akcji, co dało mi do myślenia. Po przeszukaniu internetu okazało się, że faktycznie powinnam zacząć od powieści pt. "Dziewczyny, które miał na myśli", a nie od powyższego tytułu. Nienawidzę braku oznaczeń w przypadku serii, bo czytanie wyrywkowo historii, która powinna mieć logiczny i chronologiczny ciąg jest bezsensowne. Jednak pomijając ten fakt, książka jak dla mnie warta jest uwagi. Muszę powiedzieć, że wciągnęła mnie praktycznie od pierwszych stron i cieszę się, że posiadała wiele wątków, co powodowało, że musiałam się na niej skupić, a nie czytać ot tak bez zastanowienia. W tej chwili kończę pierwszą część, a lada dzień planuję usiąść do "Kobiety, które nienawidzą". Osobiście polecam ten cykl, choć proponuję czytać go w odpowiedniej kolejności.