Chyba nie ma dorosłego człowieka, który choć raz nie zastanawiałby się co by było gdyby. Gdyby wybrał inną ścieżkę kariery, gdyby postawił na związek z innym partnerem, gdyby spróbował swoich szans w innym miejscu na ziemi. Bo może byłoby lepiej? Z pewnością inaczej. Lecz czy pomimo wszystko przeznaczenie finalnie, choć innymi ścieżkami, nie doprowadziłoby nas do tego samego miejsca? A może przeznaczenie nie istnieje, a życie składa się tylko i wyłącznie z naszych wyborów?
Lucy znajduje się na rozdrożu. Rzuciła pracę, która nie dawała jej możliwości rozwoju, mieszka z siostrą i jej rodziną i nie do końca ma pomysł na to co dalej. Choć minęło 10 lat nie poradziła sobie z nagłym rozstaniem z mężczyzna, którego uważała za miłość swojego życia. Splot wydarzeń sprawił, że trudno jej komukolwiek zaufać, a jej dawne marzenia pokrył kurz. Kiedyś chciała pisać, miała już nawet szkic swojej książki, ale potem doczesność ją pokonała. Obecnie staje przed wyborem życia w dwóch odmiennych miastach i spróbowania poukładać go sobie u boku dwóch skrajnie różnych mężczyzn. Która decyzja będzie dla niej lepsza?
Max miał być tym jedynym i pomimo upływu lat Lucy nadal tak czuje. Wyprowadzka do Londynu sprawia, że wraca do przeszłości, choć pewnych drzwi nie powinno się na nowo otwierać. Nowa praca w korporacji może kosztować ją wiele wyrzeczeń ale i wynieść jej poziom życia na zupełnie inny poziom. Podobnie jak ponowny związek z Maxem, który nie jest już tym samym ubogim studentem, jakim go pamięta.
Caleb to przypadkowo poznany w pubie mężczyzna, fotograf, żyjący skromnie i posiadający swój bagaż doświadczeń. Przyszłość z nim wiąże się z pozostaniem w Shoreley. A to także otwarcie możliwości do spróbowania swoich sił w pisarstwie i niejako spełnienie dawnych pragnień. Ale czy ten wybór nie sprawi, że Lucy będzie patrzeć na utracona perspektywę mieszkania w Londynie z żalem?
"Co by było gdyby" to książka naprawdę wyjątkowa, wyróżniająca się spośród wszystkich romansów sposobem poprowadzenia fabuły. Bowiem każdy rozdział składa się z dwóch części i opowiada o tym, jak potoczyło się życie Lucy, zależnie od jej wyboru- pozostania w Shoreley lub wyjazdu do Londynu. W obu tych wariantach istotną rolę odgrywa jej siostra- Tash, a uwagę przykuwają także losy jej przyjaciółki Jools. Nie będę ukrywać, że ta powieść wielokrotnie mnie zaskoczyła, głównie w narracji prowadzonej z londyńskiego życia głównej bohaterki. Nie sposób nie przeżywać rozterek Lucy, jej prób odnalezienia się we własnych wyborach ale i tym, co dyktuje jej serce. Ona tak uparcie wierzyła w znaki od losu, przeznaczenie, ale czy nadal tak pozostanie, gdy skończy już swoją opowieść? Ogromnie spodobał mi się sposób zakończenia obu wariantów życia Lucy, choć nie obyło się bez wzruszeń i ścisku w gardle, ale taka właśnie jest ta historia- mocno uderzająca w uczucia czytelnika. Ta książka jest wielowymiarowa, pokazuje nam, jak dotkliwy wpływ na koleje życia mają nasze wybory ale też nieśmiało wskazuje, że jeśli coś jest nam pisane, to prędzej czy później nas dosięgnie. To trudna i bolesna podróż w przeszłość, to próba zmierzenia się z teraźniejszymi wydarzeniami, na które nie zawsze się jest gotowym. To pozwolenie na odejście tym, którzy powinni zniknąć już dawno ale także wyrażenie zgody na dopuszczenie do siebie nowych osób. To stoczenie walki z samym sobą, z własnymi pragnieniami i uczuciami, to weryfikacja przyjaźni, miłości, więzi rodzinnych. Lecz przede wszystkim to chyba nauka dla każdego z czytelników, że nie warto roztrząsać i zastanawiać się nad tym, co mogłoby się stać, bowiem trzeba żyć teraźniejszością i doceniać to, co nam przynosi, w odpowiedzi na nasze wybory. A jeśli coś ma się zdarzyć? W końcu i tak się zdarzy. Ze swojej strony polecam tę powieść, zapada w serce ale także i w myśli i trudno ją stamtąd wyrzucić na długo po zakończeniu lektury.
Opinia bierze udział w konkursie