Z wydaniem "Co nas nie zabije" wiąże się dość odrażająca historia. Otóż, według Evy Gabrielsson, długoletniej partnerki Stiega Larssona, w swoim testamencie autor zażyczył sobie by dzieło jego życia nigdy nie było kontynuowane. Niestety ostatnia wola nie została poświadczona prawnie, w związku z czym testament nigdy nie został uznany przez szwedzkie prawo. Spuścizna po autorze oraz cały jego majątek przeszły w ręce jego ojca i brata. Obaj mężczyźni postanowili o zatrudnieniu dziennikarza, Davida Lagercrantza, którego zadaniem było napisanie kontynuacji Millenium. Część krytyków uważa, że chodziło tylko i wyłącznie o pieniądze. Czy jest to prawdą nie dowiemy się chyba nigdy. Jednak czy wiecie, że Gabriellson jest w posiadaniu ponad 200 stron maszynopisu czwartej części cyklu oraz konspekt całości? Troszkę żałuję, że stronom nie udało się dogadać i kontynuować myśli autora. Pewnie zastanawia was czy Lagercrantz wytrzymał presję i podołał zadaniu? Sprawdźcie sami.
Pewnej nocy znany dziennikarz Michael Blomkvist odbiera tajemniczy telefon. Mężczyzna informuje go, że jest w posiadaniu ważnych informacji dotyczących bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. W tym samym czasie Lisabeth Salander, bierze udział w zorganizowanym ataku hakerów. Ich drogi krzyżują się, kiedy profesor Balder, ekspert w dziedzinie badań nad sztuczną inteligencją, prosi Mikaela o pomoc. Profesor posiada szokujące informacje na temat działalności amerykańskich służb specjalnych. Mikael zaczyna zbierać materiały do sensacyjnego tekstu, który może uratować jego karierę.
Nie wiem czy kiedykolwiek zdobyłabym się na odwagę, by kontynuować dzieło twórcy, któremu udało się podbić serca milionów czytelników na całym świecie. Nie musicie być wielbicielami kryminałów by wiedzieć kim był Stieg Larsson. Chyba każdy słyszał o trylogii Millenium, której poszczególne tomy długo znajdowały się na pierwszych miejscach list bestsellerów. O Davidzie Lagercrantzu słyszało zaledwie wąskie grono osób, w większości fani książek biograficznych. Napisanie kontynuacji jednej z najważniejszych szwedzkich serii, mogło okazać się dla niego strzałem w stopę lub w dziesiątkę. Ryzyko było takie samo. Lagercrantz zdobył sobie moje uznanie tym, że nie próbował naśladować stylu zmarłego autora a jednocześnie zawiedziona byłam faktem, zmiany mentalności, czy wręcz psychiki, najważniejszych bohaterów. Autor wybrał własną drogę lecz zachował dawną formę. Jako wielbicielka Millenium muszę przyznać, że z jednej strony trzymałam kciuki a z drugiej zagryzałam zęby i czytając wypatrywałam drobnych potknięć czy błędów. Nie mogłam się powstrzymać przed ciągłym porównywaniem stylów, języka i warsztatu obu autorów. Myślę, że ta ciągła analiza i próba znalezienia dziury w całym, odebrały mi sporo przyjemności z lektury. Dlatego, drodzy czytelnicy, zamiast nastawiać się na najgorsze, zrelaksujcie się i cieszcie kolejnym spotkaniem z Blomkvistem i Salander. Teraz, kiedy emocje już opadły, a książka trafiła na zaszczytne miejsce w biblioteczce, muszę przyznać, że "Co nas nie zabije" było udaną, choć nieco inną od poprzednich tomów, książką. Jeszcze przed rozpoczęciem lektury zadałam sobie pytanie : czego oczekuję?. Odpowiedź : dobrej rozrywki, szybkiej akcji i powrotu do przeszłości. Wszystko to, w ostatecznym rozrachunku dostałam, więc nie ma co skupiać się na detalikach i wbijać szpilek w autora. Zrobił co mógł, poradził sobie z presją , co poskutkowało tym, że na księgarniane półki trafiła książka, godna swoich poprzedniczek. Napisanie książki pod ostrzałem krytyki, musi być nie lada przedsięwzięciem.
Nie da się ukryć, że świat pokochał ekscentryczną Salander i bystrego Blomkvista. Są to nazwiska, za którymi się tęskni, i jeśli ktoś daje nam możliwość ponownego spotkania z tymi postaciami, to musimy skorzystać. Po prostu nie ma innej opcji. Swoje zrobiła też reklama książki. A wiadomo dobry marketing jest dźwignią handlu. Lecz co, kiedy okazuje się, że Ci na których tak długo czekaliśmy wydają się być odmienieni i jacyś tacy karykaturalni? Największy problem miałam z moją idolką Lisabeth. Już na pierwszy rzut oka widać, że autor poniekąd bał się tej postaci. Przejawia się to chociażby w tym, że do połowy książki jest ona praktycznie nieobecna. Szkoda, spodziewałam się, że to właśnie Salander, jak w poprzednich częściach, będzie grała pierwsze skrzypce. Kiedy już się doczekałam jej wejścia na scenę, kolejny raz spotkało mnie rozczarowanie. Otóż okazało się, że ekscentryczna hakerka, dużo straciła ze swojej ekscentryczności i agresywności. To tak jak by ktoś w jej miejsce wstawił jej młodszą siostrę, i do tego z obciętymi pazurami. Stieg Larsson, w swojej trylogii, postawił na stopniową ale konsekwentną metamorfozę i ewolucję bohaterki, poniekąd ją ujarzmił. Czytając "Co nas nie zabije" miałam wrażenie, że cała praca włożona w tę postać poszła na marne. Salander powróciła do jednego z dwóch trybów : niechlujnej hakerki i skacowanej bokserki. Jest jednowymiarowa, bez głębi, bez motywacji.Podobnie sprawy się mają z Michaelem. Przechodzi on załamanie nerwowe, brakuje mu werwy i sił do działania. Gazeta, dla której pracuje stoi na skraju bankructwa a on sam zamknął się w świecie książek. Kiedy w końcu dochodzi do, tak długo oczekiwanego przestępstwa, spóźnia się na miejsce zdarzenia. Czy to oby na pewno jest Michael? Czasem dziwiłam się zachowaniu, tak dobrze w końcu znanych, bohaterów. Niektóre ich czyny zupełnie do nich nie pasowały. Na pocieszenie, autor stworzył postać, której udało się skraść moje serce. Jest nim, mały, autystyczny chłopiec. Więź, która się rodzi pomiędzy nim a Lisabeth, jest czymś wzruszającym.
Trzeba pamiętać, że pierwszy tom Millenium "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" opowiadał mroczną historię rodzinną z morderstwem w tle. Larsson pisał te, tak zwane, stare, dobre kryminały i choć był mistrzem manipulacji i komplikowania spraw to fabuły jego książek opierały się na dobrze znanych schematach. David Lagercrantz idzie o krok dalej, ocierając się nawet o fantastykę naukową. Mowa tutaj bowiem o sztucznej inteligencji i spisku, mającym doprowadzić do ogólnoświatowej zagłady. Jak na książkę, gdzie głównymi bohaterami są dziennikarz i hakerka, to temat moim zdaniem zbyt wygórowany. Widać, że autor, chciał przekonać czytelników do swojego pomysłu, jednak mnogość wyrażeń matematycznych i rozwlekłych teorii, sprawiło że czułam przesyt. Często nie widziałam o kim mowa, kto pracuje dla kogo i dlaczego. Były tutaj momenty gdzie wiało nudą, pełne zbędnych opisów by w następnym akapicie aż kipiało od akcji. Jednym słowem panował wszechobecny chaos.
Pomimo wszystkich wad nadal uważam, że "Co nas nie zabije" to dobra książka, zdecydowanie warta poświęconego jej czasu. Autorowi udało się uchwycić "ducha" serii. Choć było tutaj zdecydowanie mniej meandrowania, niż u Stiega Larssona (ah, znowu te porównania), a całość czytało się o wiele szybciej niż trylogię, to uważam, że Lagercrantz odwalił kawał dobrej roboty. Cieszę się, że ktoś odważył się kontynuować dzieło szwedzkiego pisarza i zdecydowanie czekam na więcej.
Opinia bierze udział w konkursie