To jest pierwsza książka, którą czytałam z przerwami. Ma 176 stron ale przepełnionych tak obezwładniającym bólem, aż odechciewało mi się ją czytać. No po prostu nie mogłam. Co strona, to musiałam sobie robić przerwę od niej, bo wrzało we mnie niczym zupa w garze. Niesprawiedliwość tych osób aż rozwarstwiały mi serce i kuły w oczy. Nieprzerwane potoki łez mieszały się ze wściekłością, która rozsadzała mnie od środka. Dwa razy miałam takie momenty, że zwyczajnie wychodziłam na dwór, by od niej ochłonąć. Chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym, co przeczytałam i nie ingerować nawet we własne myśli. Co rusz powtarzałam sobie- Przecież to tylko książka! Po prostu ją przeczytaj i już. Nie dawałam rady... Skromne niecałe dwieście stron czytałam w całe trzy dni próbując myśleć o własnym życiu, a nie o tragediach bohaterów. Za chusteczkę się jednak nie dało. Te opowieści mnie prześladowały i wracały w nocnych koszmarach. Co chwila budziłam się w nocy, by nie śnić dłużej losu bohaterów. Dwa razy nawet, a byłam dopiero na pięćdziesiątej stronie, chciałam nie doczytać jej do końca. Nie chciałam już dłużej torturować swojej psychiki. Nie chciałam pamiętać opisów, które tak dobrze znałam... Czasem zastanawiam się, czy ktokolwiek przeżywa historie zapisane w książkach? Czy traktuje się je jako obowiązek, a po nim szybko zapomina? Ja tak nie potrafię. Choćby nie wiem jak trudna, ciężka, czy mało interesująca była, ja muszę tą historię poznać do końca. Tutaj przebijałam się przez trzy najcięższe dni, które dla mnie trwały w nieskończoność. Zdecydowanie jest to najtrudniejsza książka, jaka do tej pory przeczytałam w życiu. Jest szczera i prawdziwa. Dla ludzi o bardzo mocnych nerwach, których nie ruszy fakt rzucania niemowlakiem... Daję jej dziesięć punktów za prawdę i odwagę. Ja znam tą prawdę i może dlatego tak bardzo to przeżywam. Widziałam wszystko własnymi oczami. Jej zarys już na zawsze odcisnął piętno w moim życiu. Ale rozumie to tylko ten człowiek, który znał, co widziały cztery ściany...