Opowieść skupia się tu na pradawnym wężowym bóstwie, które zagraża całemu światu i mogą go jedynie powstrzymać niezłomni bohaterowie. Są nimi oczywiście tytułowy barbarzyńca, Solomon Kane, Mroczna Agnes (wszystkie postacie stworzone przez Roberta E. Howarda) i Moon Knight. W przypadku tego ostatniego herosa nie ma jednak pewności czy pomoże on pokonać bóstwo, czy wręcz przeciwnie i stanie on przeciwko swoim towarzyszom.
Tak jak zostało to już wspomniane, za projekt ten odpowiada Jim Zub. Scenarzysta, który całkiem nieźle poradził sobie z popularnym barbarzyńcą w albumach Conan Barbarzyńca: Tygiel i Miecz barbarzyńcy: Conan hazardzista tom 2. Życie bywa jednak przewrotne i nie zawsze wszystko wychodzi tak, jak się planowało. Tak też jest w przypadku recenzowanego albumu, który niestety zalicza się do produkcji mocno przeciętnych.
Komiks oceniam z perspektywy doświadczonego (wiekowo) fana Cymeryjczyka, który wychował się na książkach uzupełnianych filmami z Arnoldem. Czyli dziełach powstałych w odległych czasach (dla wielu dzikich), kiedy to świadomość społeczna była zupełnie inna, tak samo, jak podejście do szeroko pojętej popkultury.
Conan: Wojna węży należy zaś zaliczyć do dzieł współczesnych, gdzie rozrywka jest skonstruowana w taki sposób, aby przypadkiem kogoś nie urazić. Jeśli więc ktoś oczekuje klasycznego Howardowskiego klimatu (wino, kobiety, krew), raczej będzie tytułem zawiedziony. Wina całkowicie brak (chyba że przyniesiemy swoje, aby umilić sobie lekturę), krew (ta czerwona) pojawia się w postaci kilku kropelek, a kobiety (zasadniczo to jedna) nie rzucają się Conanowi w ramiona.
Pewne zastrzeżenia można mieć tu również do tego, w jaki sposób autor umieszcza tytułowego bohatera w całej historii. Nie zawsze barbarzyńca odgrywa tu główną rolę (czasem spychany jest na drugi, a nawet trzeci plan), jakby tego było mało, to pojawiają się sceny, gdzie pokazywany jest on jako tępy osiłek napędzany testosteronem.
Wady tytułu są więc dość mocno zauważalne, ale trzeba być również uczciwym i wspomnieć o pewnych zaletach tego dzieła. Na pewno autorowi udaje się całkiem nieźle połączyć innych bohaterów ze światem Cymeryjczyka. Nie jest to robione na siłę i w paru momentach może się nawet podobać. Szkoda, że nie zdecydowano się na ukazanie znacznie głębszych relacji pomiędzy tymi postaciami, bo miało to niezły potencjał. Nieźle prezentuje się również akcja, której tutaj nie brakuje (chociaż jest ona jak na mój gust trochę zbyt mocno ugrzeczniona).
Opinia bierze udział w konkursie