- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.uż nic nie działo się jak dawniej. Przedtem było normalnie. A teraz się pochrzaniło. Przez niego. No i przez pana Tushmana. W gruncie rzeczy całą winę ponosi pan Tushman. Rozmowa przez telefon Pamiętam, jaka przejęta była moja mama po rozmowie z panem Tushmanem. Tamtego wieczoru przy kolacji rozwodziła się, jaki to wielki zaszczyt. No bo zadzwonił do nas dyrektor klas średnich z mojej szkoły podstawowej1 i zapytał, czy mógłbym zaopiekować się jakimś nowym uczniem. O rany! Fantastycznie! Mama zachowywała się tak, jakbym dostał Oscara albo coś w tym rodzaju. Jej zdaniem dowodziło to, że w tej szkole potrafią dostrzec ,,wyjątkowych" uczniów - rewelacyjna sprawa. Mama jeszcze nie poznała pana Tushmana - był dyrektorem szkoły podstawowej średniej, a ja chodziłem do niższej - ale piała z zachwytu, jak miło z nią rozmawiał. Mama od dawna jest w szkole szychą. Zasiada w radzie nadzorczej, cokolwiek to znaczy, na pewno coś ważnego. Ciągle zgłasza się na ochotnika do różnych prac. Na przykład zawsze była ,,mamą klasową", to znaczy zajmowała się sprawami organizacyjnymi w mojej klasie. Rok w rok. Dużo robi dla szkoły. W dniu, gdy miałem pokazać temu nowemu szkołę, mama odwiozła mnie pod budynek. Chciała zaprowadzić mnie pod drzwi, ale szybko powiedziałem: ,,Mamo, to szkoła średnia!". Od razu zrozumiała i odjechała, zanim jeszcze wszedłem do środka. Charlotte Cody i Jack Will już czekali w holu. Powiedzieliśmy ,,cześć", Jack i ja uścisnęliśmy sobie ręce, tak jak zwykle witamy się w naszej paczce, i pozdrowiliśmy ochroniarza. Potem we trójkę poszliśmy do gabinetu pana Tushmana. Pusta szkoła, bez uczniów, robiła dziwne wrażenie! - Zobacz, kolo, moglibyśmy tu jeździć na deskorolce i nikt by o tym nie wiedział! - zawołałem do Jacka, gdy biegaliśmy i ślizgaliśmy się po posadzce, już niewidoczni dla ochroniarza. - No chyba - odparł Jack. Zauważyłem, że im bliżej było do gabinetu, tym mniej się odzywał. Właściwie wyglądał tak, jakby miał puścić pawia. Prawie na samej górze schodów zatrzymał się i powiedział: - Nie mam na to ochoty! Stanąłem przy nim. Charlotte już była na podeście. - Chodźcie! - krzyknęła. - Nie rządź się! - odkrzyknąłem. Pokręciła głową i przewróciła oczami. Ubawiony szturchnąłem Jacka łokciem. Uwielbialiśmy droczyć się z Charlotte. Bo taka z niej chodząca dobroć! - Porąbana sprawa - mruknął Jack, pocierając dłonią policzek. - Jaka sprawa? - zapytałem. - Wiesz, kto to jest ten nowy? Nie wiedziałem. - A ty wiesz, prawda? - zwrócił się do Charlotte. Charlotte zeszła kilka stopni. - Chyba tak. - Skrzywiła się, jakby zjadła coś niedobrego. Jack walnął się trzy razy w głowę. - Byłem kretynem, że się zgodziłem - wycedził przez zęby. - Chwila, kto to taki? - Złapałem Jacka za ramię i odwróciłem go przodem do siebie. - To ten August. No wiesz, dzieciak z twarzą. Nie miałem pojęcia, o kim on mówi. - Wygłupiasz się? Nie widziałeś chłopaka? Mieszka w tej dzielnicy! Czasem przychodzi na plac zabaw. Musiałeś go widzieć. Jak wszyscy! - On nie mieszka w tej dzielnicy - wtrąciła Charlotte. - Właśnie że tak! - zirytował się Jack. - Mówię, że Julian nie mieszka w tej dzielnicy - odparła, równie zirytowana. - Jakie to ma znaczenie? - zapytałem. - Wszystko jedno! - uciął Jack i zwrócił się do mnie. - Ma znaczenie. Wierz mi, kolo, czegoś takiego jeszcze nie widziałeś. - Nie bądź wstrętny, Jack - zganiła go Charlotte. - To nieładnie. - Nie jestem wstrętny! - oburzył się Jack. - Tylko mówię prawdę. - To jak on właściwie wygląda? - spytałem, tracąc już cierpliwość. Jack stał w miejscu i kręcił głową, bez słowa. Spojrzałem na Charlotte: zmarszczyła brwi. - Sam zobaczysz - powiedziała. - No, chodźmy wreszcie. Poszła na górę i skręciła w korytarz prowadzący do gabinetu pana Tushmana. - No, chodźmy wreszcie - zwróciłem się do Jacka, idealnie naśladując Charlotte. Byłem przekonany, że to go rozbawi, ale nie rozbawiło. - Rusz się, kolo! Zamachnąłem się, jakbym chciał dać mu w zęby. Dopiero wtedy zaśmiał się krótko i w odpowiedzi zamierzył się na mnie w zwolnionym tempie. Zaczęła się przepychanka, gdy jeden drugiego próbował dźgnąć pod żebro. Charlotte wróciła i zawołała ze szczytu schodów: - Chłopaki, idziemy! - Chłopaki, idziemy! - szepnąłem do Jacka i tym razem jakby się roześmiał. Ale pod gabinetem pana Tushmana trzeba było wysilić się na powagę. Weszliśmy do sekretariatu. Pani Garcia kazała nam zaczekać u siostry Molly, pielęgniarki szkolnej, która miała swój pokoik obok gabinetu pana Tushmana. Staliśmy tam, nie odzywając się słowem. Miałem ochotę nadmuchać lateksową rękawiczkę, którą zobaczyłem w pudełku przy kozetce, ale się powstrzymałem, choć na pewno byłoby śmiesznie.
Szczegóły | |
Dział: | Książki |
Wydawnictwo: | Albatros |
Oprawa: | miękka |
Okładka: | miękka |
Wymiary: | 135x205 |
Liczba stron: | 416 |
ISBN: | 978-83-8125-074-0 |
Wprowadzono: | 19.03.2018 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.