"Nikogo nie można być pewnym na sto procent".
Nowej książki Jędrzeja Pasierskiego wyczekiwałam głównie ze względu na postać Niny Warwiłow. Sprawdziła się przy śledztwie w szpitalu psychiatrycznym ("Dom bez klamek"), przy poszukiwaniach przyjaciółki w Bieszczadach ("Roztopy"), a teraz - ma zmierzyć się z bardzo medialnym śledztwem w samym centrum Warszawy.
Pamiętny poranek
20 marca 2015 r. - to miała być data zapamiętana ze względu na zaćmienie słońca, które można obserwować raz na kilka lat. A jednak zdarzyło się coś, co zdecydowanie to przyćmiło. W swoim nowoczesnym apartamencie umiera Sara Kosowska - wzięta aktorka telewizyjna i reklamowa młodego pokolenia. Odchodzi cicho, bez rozlewu krwi a jej przyjaciół bardziej interesuje to, co dzieje się na niebie, aniżeli jej chwilowa nieobecność na tarasie.
Na miejscu zbrodni policja zastaje znającą się od lat grupę przyjaciół - brata Sary z narzeczoną, Lutka i Borewicza oraz wspomnienie o anonimowej kobiecie, która zniknęła... Oszczędne zeznania, zbieżne relacje o przebiegu wydarzeń, wzajemne alibi i świadomość, że mordercą jest ktoś z tego grona sprawia, że komisarz Ninę Warwiłow czeka ciężkie zadanie.
Kryminalna klasyka
"Czerwony świt" jest kryminałem bardzo klimatycznym, niespiesznym, ale potrafi przykuć uwagę czytelnika do samego końca. Widać, że Jędrzej Pasierski dobrze się czuje w klasycznych klimatach kryminalnych. Postawił na zagadkę zamkniętego pokoju - ale w dość nowoczesnym otoczeniu. 140 metrowy apartament na Marszałkowskiej, ciche morderstwo, pięcioro podejrzanych i śledztwo w błysku fleszy. Nawet forma uśmiercenia bohaterki zapewne spotkałaby się z aprobatą Agathy Christie.
Podążając dalej klasycznym tropem - dedukcja na pierwszym miejscu. Nieprzesiadywanie w laboratoriach kryminalistycznych, niekorzystanie z porad specjalistów z różnych nietypowych dziedzin, nieprzeszukiwanie internetu całymi nocami. Tylko rozmowy, analizy, rozkładanie życiorysów podejrzanych na części pierwsze aż do momentu, kiedy wszystko zaczyna do siebie pasować.
I koniecznie - naprawdę dobry policjant. Komisarz Nina Warwiłow nie jest genialnym śledczym, który natychmiast potrafi wskazać winnego. Też błądzi, odbija się od ścian, ale z determinacją prze do przodu, pomimo że nikt nie chce jej ułatwiać sprawy. Ale sympatię czytelnika zjednuje sobie czymś jeszcze. Ze swoim bagażem doświadczeń wydaje się być taka życiowo normalna. Samotna matka, która z trudem dzieli swój czas pomiędzy pracę, wychowanie córki i odwiedziny u schorowanego ojca. Nigdy w proporcjach korzystnych dla rodziny. Czuje się samotna, chociaż czasu na życie prywatne i tak nie ma. Szuka miejsca, by osiąść na stałe. Ale nie ułatwia jej tego ani niewyjaśniona sytuacja z poprzednim partnerem, ani brak jakiejkolwiek informacji o swojej rodzinie. Codziennie towarzyszy jej uczucie, że jej życie nie jest takie uporządkowane, jakby tego chciała, albo jak być powinno w jej wieku.
Pokolenie rozczarowane życiem
W "Czerwonym świcie" autor też wnikliwie charakteryzuje pokolenie Y na tle wielkomiejskiej szarzyzny. Górę nad melancholią bierze jednak rozczarowanie. Każdemu z nich coś w życiu nie wyszło, a ich marzenia wciąż istnieją tylko na papierze lub są odkładane na bliżej nieokreśloną przyszłość. Nie tak planowali swoje życie, nie tak miała wyglądać realizacja ich młodzieńczych ambicji. Śmierć przyjaciółki zamiast ich jednoczyć, doprowadza do rozłamu. Jakby ktoś ich wreszcie zwolnił z obowiązku dźwigania ciężaru zadowolenia z własnego życia. Mogą odetchnąć z ulgą, ale jest to ulga podszyta niepokojem, że nie znają się aż tak dobrze, skoro jeden z nich jest mordercą.
Warto było czekać na trzeci tom z serii z Niną Warwiłow. Nowe realia, inteligentne śledztwo i furtka, która pozostawia nadzieję, że Nina jeszcze wróci...
Opinia bierze udział w konkursie