Kryminał zawsze chyba był, jest i będzie tym gatunkiem literackim, które daje mi najwięcej rozrywki. Tylko czasami robię sobie od niego przerwę, by złapać dystans i zatęsknić. Twórczość Piotra Borlika znam zaś nie od dziś. Większość z jego książek figuruje na moim koncie już jako przeczytane. Na żadnej się dotąd też nie zawiodłam, dlatego pozwoliłam sobie i na tę przygodę. Przygodę z jego najnowsza powieścią pt. "Czterdzieści dusz". Powieścią, która dla wielu może okazać się kontrowersyjną. Brutalną, nierzeczywistą, zakłamaną albo wręcz na odwrót - realnym obrazem czystego zła, które rodzi się, dojrzewa a potem zbiera swe plony. Bielmem na oku, chorobą umysłu, albo zrzuconą kurtyną w teatrze życia.
Za sprawą tej powieści czytelnik wkracza w mroczny świat Kościoła. Do starego klasztoru, położonego z dala od jakichkolwiek zabudowań. Miejsca szarego i ponurego. Pełnego grozy, gdzie większość okien zabita jest deskami. Do miejsca, które jest azylem dla duchownych. Tych którzy mocno nadszarpnęli swoją reputację. Teoretycznie mają tam na powrót odnaleźć Boga i poddać się resocjalizacji. Różnie jednak z tym bywa. Niektórzy wracają tam systematycznie. Jeszcze inni nigdy nie opuścili tego miejsca. Jedni są zsyłani tam za mniejsze przewinienia inni za ciężkie zbrodnie. Miejsc to staje się więc siedlisko wszelkiego zła, które z braku możliwości panoszenia się po świecie, załatwia swoje sprawy na miejscu. Nie jest zatem dobrym miejscem dla nikogo, a już na pewno dla młodej policjantki Sary Bednarek, która trafia tam tuż po śmierci opiekuna placówki. Nikt nie ma wątpliwości, że został on brutalnie zamordowany, a sprawcą musi być ktoś z mieszkańców klasztoru. Władze kościelną robią jednak wszystko by zatuszować sprawę. Uniknąć skandalu. Niedoświadczona policjantka dopuszczona do sprawy i wpuszczona bez żadnego wsparcia do tego piekła, ma z założenia pozwolić na szybkie zamknięcie sprawy. Jej przełożeni również wydają się być tego samego poglądu co Kościół. Wytypować winnego i po sprawie. Nie ma co się paprać w bagnie.Tyle tylko, że Sara jest bardziej dociekliwa, niż im się wydaje. Wkrótce dochodzi też do kolejnego morderstwa, i kolejnego... Wciąż jednak nie ma konkretnego podejrzanego, bo są nimi tak naprawdę wszyscy. W oczach policjantki i zdobytych faktów każdy z duchownych zdolny byłby do takiej zbrodni.
Bednarek również jest w niebezpieczeństwie. Ktoś bowiem zaczął o niej marzyć. O niej i o drylownicy, która mogłaby posłużyć do pocięcia jej skóry. Ten ktoś nie pogardziłby nawet skrobakiem, byle tylko dobrać się do niej. Emocje nabierają więc zenitu. Zło czai się dosłownie wszędzie. Każdy z bohaterów to potencjalny morderca. Trudno więc na kogokolwiek liczyć, a nowy przełożony klasztoru zbywa ją od pierwszej chwili. Na szczęście młoda i ambitna policjantka ma asa w rękawie. Posiadła bowiem wiedzę z zakresu religioznawstwa, bez której nie byłaby w stanie zrobić najmniejszego kroku naprzód. Docieka, analizuje i w rezultacie trafia na trop, który wywraca całą sprawę do góry nogami, a pościg za mordercą staje się walką o życie pozostałych księży. Tu rodzi się też pytanie o sens ich życia. O sprawiedliwość, zadośćuczynienie. Pokutę za grzechy. Sumienie. Pojawiają się dylematy. Finał powieści zaś, bez wątpienia wzbudza wiele kontrowersji. Daje wiele do myślenia. Wywołuje skrajne emocje. Zmusi do zastanowienia się na wieloma aspektami życia, a może nawet do zweryfikowania własnych poglądów. Jest też historią o której chciałoby się myśleć jak o totalnie zmyślonej fabule wprost z koszmarnego snu. Ale czy to na pewno tylko fikcja? Czy też może skondensowana mieszanka ludzkich słabości...? Choroby ciała i duszy? Niezaspokojony zew natury?
"Czterdzieści dusz" nie jest pierwszą i nie ostatnią zapewne powieścią dotykającą wstydliwych tematów Kościoła. Wykorzystywania i tuszowania niewygodnych dla nich spraw. Jest jednak jedną z tych, które czyta się bez opamiętania. Zachłannie i z wypiekami na twarzy. Powieścią zdolną wyrwać ze snu. Ja jestem w pełni usatysfakcjonowana jej treścią, choć ta nie wnosi niczego nowego. Jest za to z wyczuciem i nienachalnie prowadzoną historią, która próbuje oddać to o czym wielu z nas już słyszało, co podejrzewa, albo jest już udowodnione. Kondensuje kłamstwa i zbrodnie Kościoła w jednym miejscu. Tworzy obraz kata i ofiary. Systemu niezdolnego dostrzec zagrożenia. Nie ma więc i mowy o jego eliminowaniu. Uwypukla postawy i zachowania ludzi uwikłanych w układy i żądzę pieniądza. Szaleństwo. Ludzką krzywdę i pragnienie zemsty przemyca za to niemal niezauważalnie, by w konsekwencji nadać jej rangi - NAJWAŻNIEJSZEJ.
"Nie można wiecznie nadstawiać drugiego policzka. Może kiedyś taka postawa odnosiła jakiś skutek, ale teraz źli ludzie nie mają żadnych hamulców. Kiedy widzą, że nie reagujesz, pozwalają sobie na więcej. Bezkarność ich napędza, przekraczają kolejne granice, poczynają sobie coraz śmielej".
Jeśli nie boicie się mocnych i dobrych książek - PRZECZYTAJCIE JĄ!
Opinia bierze udział w konkursie