Madeline Hyde przybywa do domu na Wzgórzu Mgieł do swojej ciotki by wyleczyć świeżo złamane serce. Niestety młoda kobieta nie znajduje tam spokoju, a co więcej, zostaje wplątana w przedziwną sprawę, gdy w trakcie organizowanego seansu spirytystycznego dochodzi do tragedii. Część członków wydarzenia obwinia siły z innego świata, obarczając je odpowiedzialnością za tajemniczą śmierć. Madeline postanawia jednak rozwiązać tajemnicę podejrzewając, że to żywi maczali w tym swoje palce.
Fabuła książki, jak się nietrudno domyślić, skupia się wokół następstw nieszczęsnego seansu. Każdy z uczestników jest podejrzany, a nasza bohaterka próbuje odkryć kto i z jakiego powodu mógłby dopuścić się morderstwa. Sama zagadka, mimo iż niezbyt skomplikowana, składa się na spójną całość prowadząc czytelnika, może nie do zaskakującego, ale dość zgrabnie poprowadzonego zakończenia. A przynajmniej byłoby tak gdyby nie fakt, że w pewnym momencie poszukiwania sprawcy schodzą na dalszy plan zastąpione przez wątki romantyczne.
I właśnie owe wątki, które mam wrażenie stanowiły nie dodatek do kryminalnej zagadki, a większą część książki, były elementem który najbardziej przeszkadzał mi podczas lektury. Praktycznie każdy męski bohater będący w podobnym wieku co nasza Madeline (a tym samym mogący stanowić dla niej potencjalną partię) tracił dla bohaterki głowę. I być może nie raziłoby by to tak czytelnika, gdyby nie niekiedy absurdalne sytuacje, w których autorka całkowicie zapomina o obyczajach panujących w epoce w jakiej osadzona jest akcja. Nie ukrywam przyjemnie się czyta o pięknych strojach, o tym jaki wysiłek stanowiło dla kobiety wystrojenie się na spotkanie z innymi, ale jaki jest sens wspominać o tym, że bohaterka potrzebowała pomocy w ubiorze, kiedy w odpowiednim momencie sukienka sama z niej spada? Ale pomijając już takie ,,kwiatki??, samo zachowanie bohaterów bardziej pasowałoby do czasów współczesnych, niż do epoki wiktoriańskiej. Zachowywali się oni nieco jak kiepscy aktorzy, którzy tylko co jakiś czas przypominali sobie, że warto by coś zrobić zgodnie z obowiązującą etykietą.
Sama sprawa tajemniczej śmierci również nie należała do szczególnie odkrywczych ? myślę, że większość czytelników dość szybko trafnie wytypuje głównego podejrzanego. Tak samo będzie ze sprawą wielkiej tajemnicy, która chyba powinna wywołać na koniec mocniejszy dreszczyk, ale niestety tutaj również zbyt oczywiste poszlaki pojawiły się na dość wczesnym etapie i czytelnikowi nie pozostaje nic innego jak tylko delikatnie pokręcić głową nad główną bohaterką, która okazała się naiwnym i niezbyt spostrzegawczym stworzonkiem.
Ponarzekałam trochę, jednak ostatecznie muszę przyznać, że przyjemnie słuchało mi się historii Pauliny Kuzawińskiej czytanej przez Donatę Cieślik. Bo z ,,Damą z wahadełkiem? zapoznałam się właśnie za sprawą audiobooka, którego przesłuchałam w trakcie pracy i który miło mi urozmaicił ten czas. Podobały mi się również klimatyczne opisy okolic domu na Wzgórzu Mgieł. Autorka stworzyła naprawdę piękną scenerię dla swojej historii i naprawdę czuć to podczas słuchania. Dlatego też, postanowiłam dać szansę kolejnym częściom historii o Madeline Hyde z nadzieją, że autorka nie będzie popełniała tych samych błędów.
,,Dama z wahadełkiem? to przykład książki która nie wymaga od czytelnika wielkiego zaangażowania, czasami razi swoistymi głupotkami, ale jednocześnie stanowi lekką, odprężającą lekturę. Swego rodzaju ,,guilty pleasure?, bo choć przyznam, że przygody Madeline Hyde okazały się być zupełnie czymś innym niż się spodziewałam sięgając po ten tytuł, to nie mogę powiedzieć bym żałowała spotkania z tą bohaterką. Jeżeli szukacie tytułu na leniwe wieczory bądź audiobooka do posłuchania np. w trakcie pracy, nie wymagającego pełnego skupienia na historii, ,,Dama z wahadełkiem? nada się w sam raz.
Opinia bierze udział w konkursie