Jestem świeżo po przeczytaniu książki "Decyzja, która zmieni wszystko" i zastanawiam się co to do licha było. Czy Jolanta Krajnik jest licealistką, która się przygotowuje na międzyszkolny konkurs literacki? Czy może znudzoną kurą domową, próbującą swoich sił z pisaniem? A może jakiejś studentce się nudziło w przerwie semestralnej i "machnęła" sobie takie oto dziełko? Naprawdę nie wiem, jak doszło do tego by ta "książka" została wydana. Słyszałam, że dość częstym procederem jest płacenie przez autorów wydawnictwu za publikację, i przypuszczam, że tak właśnie było w tym przypadku. Historyjka, którą przeczytałam jest naiwna, beznadziejna, powtarzalna, sztampowa, napchana emocjami lecz wyprana z uczuć, jednym słowem : zła. Bardzo się starałam znaleźć tutaj cokolwiek działającego na plus. Grzebałam, analizowałam, czytałam po kilka razy, mrużyłam oczy, naciągałam ale niestety : pozytywów brak. To książka napisana bez pasji, bez talentu czy chociażby doświadczenia. Trzymajcie się z daleka.
Związek Ilony i Waldiego jest jak wino ? spędzone wspólnie lata, zamiast przytłaczać prozą codziennych spraw, umacniają więź między nimi, sprawiając, że ich uczucie wciąż kwitnie. Para właśnie planuje romantyczną podróż do Wenecji, która ma zapisać się na zawsze w ich wspólnej historii ? ale nie w sposób, jakiego mogliby oczekiwać...
Los bowiem bywa przewrotny i wychodzi nam naprzeciw w momentach, w których się tego najmniej spodziewamy. Dlatego zarówno Ilona, jak i Waldi będą musieli podjąć jedną ważną decyzję ? decyzję, która zmieni wszystko i wpłynie na życie wielu osób...
Jak się okazuje Jolanta Krajnik, doświadczenie jakieś tam ma, jest bowiem autorką trzech książek, jednak żadnej z nich nie można nazwać niczym więcej niż opowiadaniem. 160 stron, 170, 180 to max. Przeglądając informacje zawarte na portalu widać, że Pani Krajnik zawzięła się na to by jej "teksty" dotarły do szerszej publiczności. Jedną z książek wydała nawet nakładem własnym. Z obserwacji wiem, że zazwyczaj nie wróży to niczego dobrego i świadczy o marnej jakości. Książka "Decyzja, która zmieni wszystko" została mi ofiarowana przez portal w zamian za rzetelną recenzję. I zamierzam się wywiązać z tego zobowiązania, jednak gdyby nie ono, to ta niemalże broszurka, wylądowałaby w koszu już po pierwszych kilkunastu stronach.
Patrząc na zdjęcie autorki, można wyciągnąć wnioski, że jest ona kobietą dojrzałą, doświadczoną, znającą się na życiu. Po takich ludziach spodziewamy się, że mają coś ciekawego do przekazania. Z zamieszczonej w Internecie krótkiej notki biograficznej dowiadujemy się, że autorka mieszka gdzieś za granicą i pisze bo tęskni "dawnymi marzeniami" (pewnie pisarskimi) i postanowiła je zrealizować. Sama mieszkam za granicą i miałam wątpliwą przyjemność poznać osobę w podobnej sytuacji. Moja znajoma również napisała książkę, również wydała ją za własne pieniądze i dziełko to było równie złe. Różniło się jedynie tym, że miało więcej stron. Tutaj, chwała Bogu, mamy ich zaledwie 176 a duża liczba dialogów sprawia, że czytelnik może z łatwością skakać z akapitu na akapit. Bardzo rzadko zdarza mi się tak potraktować czyjąś twórczość. Zazwyczaj organizuję sobie czas, oczyszczam głowę, pozytywnie się nastawiam i z optymizmem otwieram książkę. Tym razem było podobnie, jednak już po 10 minutach wiedziałam, że przez czytanie tych "wypocin" nabawię się zgagi, niestrawności i "herc klekotów".
Po pierwsze zastanawiam się w jakim świecie żyje nasza autorka. Momentami wydawało mi się, że przeniosłam się na plan gdzie początkujący scenarzyści i jeszcze bardziej początkujący reżyserowie kręcą żałosne odcinki serialów paradokumentalnych. O, tam to dopiero się dzieje. 45 minut, z włączeniem reklam, a bohaterowie zdążą wziąć ślub i rozwód, wychować dzieci i umrzeć, mając przy tym jeszcze parę perypetii. Wystarczy obejrzeć choć jeden odcinek tego g..a a będziemy wiedzieli co zainspirowało autorkę. Oczywiście zdarzają się taki historie i w "realu", jednak powątpiewam by nasze prawdziwe życia toczyły się tak intensywnie a my jako ich "bohaterowie" bylibyśmy tak pozbawieni rozsądku, rozumu i hamulców. Do czego zmierzam. Poznajemy naszych głównych bohaterów jako ludzi w sile wieku, dojrzałych, mających dorosłe dzieci, dobrze prosperującą firmę i poukładane życie. Na pierwszy plan rzuciło mi się to, że nasza dwójka nie robi nic innego tylko uprawia sex, rozmawia o sexie, wymiguje się od sexu lub planuje sex. No były jeszcze pocałunki, przytulanki i ciepłe słówka jednak każdy z nas wie do czego to prowadzi. Proszę państwa, tym co najbardziej raziło mnie w tej książce był fakt, całkowitego odrealnienia bohaterów. Dorośli ludzie nie zachowują się w ten sposób. Nie podszczypują się w kuchni podczas gotowania obiadu, nie świntuszą przy dzieciach a komórek mózgowych wystarcza im na coś więcej niż ciągłe myślenie o przyjemnościach. Ale ok. Przyjmijmy, że mamy do czynienia z kryzysem wieku średniego, kiedy za wszelką cenę chcemy się sprawdzić i podbudować, znowu poczuć atrakcyjni, to nawet to nie tłumaczyłoby głupoty, którą wykazują się bohaterowie. Tutaj będzie mały spojler (choć rzecz dzieje się na początku "dziełka"), do końca akapitu. Kiedy nasze wzorowa Pani domu zachodzi w ciążę, mąż z początku nakłania ją do aborcji a potem obraca się na pięcie i odchodzi w siną dal. Yyyy... Ja już jak kilkuletnie dziecko wiedziałam skąd biorą się dzieci. Czy dorosły facet, który kategorycznie nie chciał mieć kolejnego potomka, nie mógł założyć gumy na instrument? Bo tutaj nie było mowy o wpadce. Nasze małżeństwo korzystało z alkowy codziennie jednak zapomniało, że natura rządzi się własnymi prawami, a nie słucha tego co my mamy do powiedzenia. To co dalej działo się z naszymi bohaterami jest jeszcze bardziej kuriozalne. Zdradzę tylko, że jedno znalazło nową miłość (po niespełna kilku tygodniach), a drugie coś z goła przeciwnego.
Z przykrością muszę przyznać, że Pani Jolanta Krajnik, nie potrafi pisać. Cóż, za granicą jest dużo wakatów więc z pewnością znajdzie coś w czym się sprawdzi. Może krawiectwo albo pieczenie tortów? "Decyzja, która zmieni wszystko" jest książką, której nie da się czytać. Bolą oczy, boli mózg, boli serce. Wiecznie coś dźgało mnie w boku i nawet Wenecja czy Florencja nie pomogły. Zastanawiałam się czy powinnam dać jakieś dobre rady "autorce" jednak zdecydowałam, że tutaj już wszystko zostało pozamiatane. To książka bez interesującej fabuły, z idiotycznymi bohaterami i kompletnie bezsensowna. Jeśli lubicie tracić swój czas lub kolekcjonujecie literackie babony to polecam. W innym wypadku, na widok okładki, rzucajcie się do ucieczki, bo nie wiadomo kogo jeszcze opłaciła autorka. Może księgarnianych stręczycieli?
Opinia bierze udział w konkursie