Londyn, 1895 rok. Detektyw Arrowood i jego wierny asystent Barnett przyjmują zlecenie odnalezienia brata Caroline Cousture. Sprawa wydaje się prosta, a zarobek łatwy i pokaźny. W trakcie poszukiwań sprawy jednak coraz bardziej się komplikują, a do tego giną ludzie. Policja ma za mało funkcjonariuszy, by zająć się wszystkimi sprawami, więc do akcji wkracza prywatny detektyw Arrowood.
Detektyw Arrowood to pokaźny mężczyzna z wydatnym brzuchem, siną twarzą, podkrążonymi oczami i ulizanymi włosami, a raczej ich resztkami rosnącymi na poznaczonej bliznami łysej głowie. Często zalatuje od niego nieświeży oddech z przetrawionym dżinem z dnia poprzedniego. Na koniec pijaństwa zażywa laudanum i pada jak długi na łóżko. Po ulicach biega w ciasnych butach i chociaż zazwyczaj brakuje mu pieniędzy, zawsze czuje się zakłopotany, kiedy je przyjmuje za rozwiązanie sprawy. Sympatyczny Barnett od piętnastu lat jest żonaty z najbardziej rozsądną kobietą w dzielnicy. Z zawodu jest urzędnikiem sądowym, ale asystuje detektywowi i potrafi otwierać zamki wytrychem, bić się i organizować zasadzki, a do tego wyciąga szefa ze spelunek i odprowadza bezpiecznie do domu. Detektyw Arrowood i Barnett są jak Sherlock Holmes i doktor Watson, ale mniej popularni, bo o nich nie piszą w gazetach. Arrwood często krytykuje Holmesa, który jest detektywem dedukującym. Uważa, że gromadzi on drobne wskazówki i je rozdmuchuje, często niesłusznie. Nie rozumie ludzi, nie widzi w sprawie człowieka, bo liczą się dla niego tylko tropy. Arrowood uważa się za detektywa emocji, bo dostrzega ludzi i zagląda im w duszę, wyczuwa prawdę. Jego spraw nie publikują w Daily News, nie ma gospodyni ani nie wynajmuje apartamentu na Baker Street, nie ma brata na rządowej posadzie, ale angażuje się w sprawy całym sobą i nie spocznie póki ich nie rozwiąże. ,,Emocje stanowiły jego siłę i zarazem największą słabość."
Autor w dosyć malowniczy sposób przedstawił życie w XIX-wiecznym Londynie. Pochmurne dni z mżawką, tłum klientów przy garkuchniach, przeciskający się ludzie na ulicach pomiędzy wozami, omnibusami i ulicznymi straganami, węglarze zrzucający z wozu na chodnik worki z węglem, sprzedawcy zapałek, uliczne maszyny do mielenia kawy, kobiety z dziećmi na rękach rozmawiające o Kubie Rozpruwaczu, konie opieszale stukające podkowami o bruk... Londyn to miasto z jasnymi i ciemnymi stronami, dojmującym okrucieństwem i złudnymi nadziejami. To miasto, w którym igra się z ludzkim losem, gdzie prawie połowa mieszkanek żyje z nierządu, gdzie w jednym pomieszczeniu śpi po dziesięć osób, gdzie resztki z rzeźni wrzucane są do kanałów odpływowych biegnących przez środek podwórek otoczonych lichymi chatami, gdzie w bocznych uliczkach i przesmykach między domami toczą się wojny.
,,Detektyw Arrowood" to pierwsza część z serii o londyńskim detektywie dla biednych. Czyta się bardzo szybko, bo akcja jest wartka i więcej jest w książce dialogów niż opisów. Bohaterowie są sympatyczni i zabawni, więc jeśli macie ochotę na taki lekki retro kryminał, to można po tę powieść śmiało sięgnąć.
Opinia bierze udział w konkursie