"Niekiedy plamy są trudne do usunięcia. Jak pyłki na słupkach niektórych kwiatów, szafran krokusów, krew jeżyn. Jak głębokie indygo siniaków."
"Do pralni" Sophie Daull porusza bardzo ciekawy temat, jakim jest konfrontacja zabójcy z członkiem rodziny ofiary. W tej akurat sytuacji zabójca wychodzi na wolność, a córka ofiary promuje swoją pierwszą powieść. Mężczyzna zauważa w telewizji kobietę łudząco podobną do tej sprzed trzydziestu lat. Od tego właśnie momentu zaczyna się historia.
Na 160 stronach poznajemy historię mężczyzny, o którym ciężko cokolwiek napisać. Rzecz w tym, że jest to nietuzinkowa postać, o której ciężko wyrobić sobie zdanie. Odnosi się wrażenie, że bohater przez moment wypiera się dokonanego czynu, że zrobił to ktoś inny, następnie zachowuje się, jakby był faktycznym mordercą. Jego wspomnienia przedstawiają całkiem dobre życie w więzieniu. Pokazuje, jak do pewnych rzeczy można przywyknąć. Można też patrzeć przez pryzmat tego, że jest zdemoralizowany i żadne, dla zwykłego człowieka, dziwne zachowania nie są niczym niezwykłym. Jednak nie tylko mowa tu o więzieniu, ale także o życiu po wyjściu na wolność, kiedy to wraca się do bytu wśród społeczeństwa. Dużo tu wzmianek na temat zieleni, przy której pracuje, co mnie niestety nużyło.
Tę krótką historię poznajemy z perspektywy dwóch bohaterów. Dąży ona do skonfrontowania dwóch person, których życie może się zmienić po wspólnym spotkaniu. "Do pralni" skłania do wielu refleksji. Czy można wybaczyć mordercy? Czy można pogodzić się z utratą ukochanej osoby? Jakie jest, a raczej może być, podejście osoby winnej do rodziny swojej ofiary? Jak można żyć ze świadomością, że morderca żyje na wolności? Niełatwe są te pytania, a jeszcze trudniejsze będą odpowiedzi na nie.
Tym bardziej poruszająca jest to historia, gdy zasięgniemy informacji o Autorce. Może "Do pralni" to jej konfrontacja z sytuacją, w której się znalazła? Pewien sposób terapii po tym, co ją spotkało? Krótka, lecz bardzo treściwa książka, która pozostawi po sobie wiele refleksji.