Miłość powinna uskrzydlać, dodawać sił, napawać pewnością, stanowić swego rodzaju kotwicę i oparcie w każdej chwili życia. Jednak nie zawsze tak się dzieje. Czasem, pomimo swojej ogromnej siły i niezachwianej pewności, że istnieje, potrafi powoli, lecz skrupulatnie, człowieka niszczyć. Choć wielu twierdzi, że miłość to uczucie najsilniejsze i jest w stanie pokonać wszystkie przeszkody, to w prawdziwym życiu niekoniecznie wygląda to w ten sposób. Bo zdarza się i tak, że największym wyrazem uczuć do drugiego człowieka jest zostawienie go w spokoju i pozwolenie na życie, którego nigdy by nie zaznał u boku tego, który ciągle ciągnie go w dół. I o takiej szalonej ale i toksycznej, niszczycielskiej miłości jest ta książka. Bo choć bohaterowie kochali się do utraty tchu, to nie byli w stanie pokonać demonów zasianych w ich duszy. Czy w końcu udało im się zaznać spokoju i skupić na pielęgnowaniu relacji? Tego dowiecie się z lektury tej właśnie książki.
Julia jest kobietą sukcesu, z powodzeniem pielęgnuje wysokie stanowisko w ukochanym wydawnictwie i nie ma problemów ani z zarządzaniem ludźmi ani z pracą nawet z najtrudniejszym klientem. Zawsze wygadana, gotowa na każdy słowny kontratak, pewna siebie, a zarazem pełna klasy i kobiecości. Na pierwszy rzut oka nikt by nie powiedział, że lata temu jej serce zostało rozbite na setki odłamków, a ona sama uważa, że straciła miłość swojego życia. Nikt by też nie zgadnął, że nieustannie niemal towarzyszy jej uczucie samotności. Bo choć ma rodziców, to ci niezbyt się nią interesują, a ukochana i jedyna przyjaciółka jest zmuszona wyjechać z Londynu. I jakby tego było mało w jej życiu pojawia się Max, który skutecznie miesza w jej głowie i wyzwala w niej zachowania, o które sama by siebie nie posądziła.
Max był żołnierzem i te doświadczenia na zawsze na niego wpłynęły. Wydaje się być szalenie arogancki, zimny, wycofany i traktuje wszystkich z ogromnym dystansem. Rozpoczyna pracę w rodzinnej firmie, lecz od razu widać, że nie traktuje jej poważnie- pojawia się tam tylko wtedy, kiedy mu wygodnie. Z pozoru trudno zauważyć jego problemy, wydaje się być po prostu kolejnym przystojnym mężczyzną o szalenie trudnym charakterze, wręcz nie do okiełznania i nieprzychylnym nastawieniu do świata i ludzi. On jednak, w ciszy domu lub w zatłoczonych pubach, wciąż i wciąż walczy ze swoim największym przeciwnikiem- samym sobą. Zapomnienie i ukojenie znajduje jedynie w alkoholu i nie jest w stanie nad tym zapanować, podobnie jak nad koszmarami, które dręczą go każdej nocy. I mimo że Julia szybko staje się jego słabością i przyciąga go niczym najlepszy narkotyk, to nawet to uczucie nie jest w stanie wygrać z jego uzależnieniem. Czy taki człowiek może się jeszcze podnieść, gdy znajduje się już niemal na samym dnie?
"Do utraty tchu" to interesująca pozycja ukazująca przede wszystkim jak ogromny wpływ na ludzką psychikę mają doświadczenia wojenne. Nawet najsilniejszy człowiek może ugiąć się pod naporem wspomnień i pozwolić im zawładnąć sobą tak bardzo, że nic nie jest w stanie wyrwać go z impasu, w którym tkwi. Książka obrazuje uzależnienie oraz to, co potrafi zrobić z człowiekiem, jak go zmienia, jak steruje nim i jego uczuciami. Oraz jak niszczycielskie skutki może ze sobą nieść nie tylko dla osoby uzależnionej ale też dla jej bliskich. Znajdziemy tu bardzo trudną, chaotyczną i emocjonalną historię miłosną, która staje przed całym mnóstwem wyzwań, które nie powinny pojawiać się na samym początku kiełkującej dopiero znajomości. Dobrze wykreowane postaci z mocnymi charakterami jedynie wzmagają rollercoaster emocji, w jakim uczestniczymy podczas czytania. Także bohaterowie poboczni zwracają uwagę, niektórzy aż proszą się o swoją własną historią, a inni wstrząsają kierunkiem swoich życiorysów. Jeśli lubicie złożone, pełne sprzecznych uczuć opowieści to z pewnością jest to odpowiednia propozycja.
Opinia bierze udział w konkursie