Od dawna wiadomo, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Każdy właściciel czworonoga zdaje sobie również sprawę z tego, że bytność na ziemi tego szczekającego cudu jest ograniczona. I nawet dożywając pięknej starości, prawdopodobnie przyjdzie mu pożegnać się z ziemskim padołem o wiele szybciej aniżeli swojemu panu. Niemniej jednak nikt nie rozważa tego, biorąc pod opiekę psa, niezależnie od tego czy przypomina mała,włochatą, szczenięcą kulkę czy jest już dorosły i zebrał trochę doświadczeń życiowych. Każdy cieszy się ze wspólnych dni tak po prostu, nie wybiegając w przyszłość i nie roztrząsając wizji nieuchronnego pożegnania. Jednak ono nadejdzie i jakkolwiek by człowiek nie próbował- będzie szalenie bolesne.
Ted jak sam o sobie mówi jest już w połowie swojej ziemskiej drogi, wszak przekroczył magiczną czterdziestkę. Jego życie z jednej strony jest poukładane, doskonale wie, co robi w dany dzień tygodnia i stara się trzymać ściśle określonego planu. Z drugiej zaś strony wewnątrz niego panuje ciągły chaos, z którym nie może sobie poradzić sam, z pomocą terapeutki ani przy użyciu środków farmakologicznych. Czy dorosły mężczyzna może być zagubiony niczym samotny statek na środku oceanu, gdy wokół szaleje sztorm? Choćby nawet i nie powinien, to jednak Ted właśnie w takim momencie się znajduje. Ukojenie przynoszą mu wspolne chwilę z Lily, która towarzyszy mu od ponad 12 lat, świadoma wszystkich jego wad i zalet, wzlotów i upadków. Żyją w bezpiecznym, zamkniętym na świat kokonie, odrobinę samotni, lecz w ten sposób nie ulegną życiowym perturbacjom. Niestety, one i tak się pojawiają... Ted nie ma wielu bliskich osób wokół, pomimo upływu lat nie do końca pogodził się z rozstaniem z ostatnim partnerem, a jego randkowanie to pasmo nieszczęść. Depresja wydaje się być jednak niczym w porównaniu z tym, że musi się zmierzyć z nieuchronnym pożegnaniem z ukochanym jamnikiem.
"Do widzenia, Lily" to bardzo specyficzna książka. Napisana świetnie, tak przystępnie i miło dla czytelniczego oka, że pochłania się ją jednym tchem. Pełno w niej jednak fantazji głównego bohatera, metafor nawiązujących do sytuacji, w której obecnie się znajduje, symboli, które nie są jednoznaczne. I choć głównym motywem powieści jest próba pożegnania się z najwierniejszym przyjacielem, to tak naprawdę główny bohater przede wszystkim, w tej żałobie, odbywa podróż w głąb siebie. Nie jest mu łatwo zmierzyć się z własnymi demonami, kłopotami, które nawarstwiały się od lat. Ma problem z nazwaniem rzeczy po imieniu, wzięciem na swoje barki odpowiedzialności, zamiast zrzucaniem jej na innych, powiedzenia szczerze co sądzi, czego oczekuje. Relacja Teda z Lily jest tu ukazana wprost niesamowicie, choć trzeba mieć świadomość, że niektóre elementy są jedynie wytworem wyobraźni narratora. Niemniej jednak z wszelkich opisów ich wspólnych chwil, zarówno tych rzeczywistych jak i kompletnie odrealnionych, emanuje ogromna i niczym nieskalana miłość oraz oddanie. Nie będę ukrywać, że potrzebne są tu także chusteczki, bowiem łzy leją się strumieniami i wraz z bohaterem musimy to przetrwać. Podobnie jak wszystkie elementy żałoby, z którą przyszło mu się mierzyć oraz cały huragan uczuć, który tkwi ukryty głęboko w nim. Gdy zaklinanie rzeczywistości nic nie daje, trzeba znaleźć w sobie odwagę i stawić jej czoła.. Piękna, dającą nadzieję, świetnie napisana, szalenie emocjonalna- taka jest ta książka. Ogromnie ją polecam, nie tylko miłośnikom czworonożnych towarzyszy.
Opinia bierze udział w konkursie