"Do zobaczenia jutro" to książka, którą zaczęłam (skończyłam zresztą również) czytać w pdfie, bez jakiejkolwiek znajomości treści. Nie czytałam opisu, nie wiedziałam kompletnie nic. Rzadko się to zdarza, żeby już na samym początku jakaś powieść dosłownie wyrwała mnie z butów. A w przypadku tej książki tak właśnie było. Mogę napisać, bo to jest w opisie, że chodzi o strzelaninę w szkole, w której Leah, główna bohaterka powieści, straciła siostrę bliźniaczkę. Ja nie miałam o tym pojęcia, a ponieważ początek jest bardzo niewinny i dotyczy młodzieńczych uczuć, aż zastygłam, kiedy to się stało.
Co tu dużo mówić, powieść zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Nie martwcie się, oprócz tego momentu, którego spoiler jest w opisie, jest w powieści wiele scen, które sprawiają, że szczęka opada aż do podłogi. Wiele scen, które łamią serce i takich, które je sklejają. Zakończenie natomiast to jeden wielki zwrot akcji i cliffhanger, który zawiesza ją w najbardziej napiętym momencie i to ono właśnie zrobiło na mnie największe wrażenie. To było mistrzostwo! Wiem, że ma być kontynuacja i że w końcu dowiem się, co dalej. Ale to czekanie jest nie do zniesienia, bo finał powieści i w ogóle ona cała nadal trzymają mnie w nerwach.
Powieść jest napisana emocjami. Każda strona książki przesiąknięta jest smutkiem i bólem, ale też nadzieją, że nawet po najgorszej tragedii można znaleźć w sobie siłę, by iść dalej. Emocje udzielają się czytelnikowi, dlatego lepiej mieć pod ręką paczkę (albo najlepiej kilka) chusteczek. Leah przeżywa stratę na naszych oczach, a my towarzyszymy jej w tej trudnej drodze. Jej walka z samą sobą, z przeszłością, a także z uczuciami do Noah (trzeba mieć na uwadze, że ta relacja choć piękna, nie jest dobrze widziana, a wręcz zakazana) jest niezwykle poruszająca i angażująca. Widzimy, jak Leah powoli odzyskuje siebie, jak z każdym dniem staje się silniejsza i bardziej zdeterminowana, by żyć. Ciężko to w ogóle opisać, ten ogrom emocji, który uderza w człowieka podczas lektury, bo one są silne, złożone i po prostu nie do opisania słowami.
Ta historia jest trudna, a mimo to dosłownie się ją pochłania. Jak już zacznie się ją czytać, nie można przestać. Hipnotyzuje, uzależnia, sprawia, że zapominamy o całym świecie. Historia Leah i Noah to opowieść o bólu i nadziei, o walce z demonami przeszłości i dążeniu do lepszego jutra. Zgłębia temat straty, traum z przeszłości i drogi ku odzyskaniu nadziei. Pokazuje, że nawet w najtrudniejszych chwilach można odnaleźć nadzieję i że zawsze warto podjąć walkę o swoje szczęście. Mimo ogromnego bólu i straty Leah z pomocą Noah odkrywa, że życie ma wiele do zaoferowania, a przyszłość, choć niepewna, może przynieść wiele pięknych chwil. Historia ta jest również przestrogą przed pochopnym ocenianiem osób, które przeżyły tragedię. Autorka pokazuje, że każdy radzi sobie z bólem na swój sposób i że nie ma jednego właściwego sposobu na przepracowanie straty. Leah potrzebuje czasu i wsparcia, aby odzyskać równowagę, a Noah, mimo swoich własnych problemów, staje się dla niej oparciem i przewodnikiem. A przede wszystkim jej słucha.
Emocje są w książce najważniejsze, ale poza nimi wszystko inne jest równie dopracowane. Postaci są kompletne, ich dialogi naturalne i pełne ciętych ripost, które od czasu do czasu wywołują uśmiech na twarzy, więc to nie jest tak, że będziecie przy tej książce tylko płakać. Autorka idealnie buduje napięcie, prowadząc czytelnika przez emocjonalną huśtawkę, której kulminacja pozostawia trwały ślad w sercu. Po takim plot twiście w końcówce nie oczekuję nawet, że będzie inaczej. Dobrze przemyślała autorka tę opowieść i wszystkiego dopilnowała, dlatego nie ma tu niczego, na co mogłabym ponarzekać. Przede wszystkim jednak widać, że włożyła w nią całe swoje serce.
To powieść, która mnie zmroziła, poturbowała emocjonalnie i wbiła mi się w pamięć na zawsze. Bardzo czekam na kontynuację, a Wam "Do zobaczenia jutro" z całego połamanego zakończeniem serca polecam.
Opinia bierze udział w konkursie