Czy macie czasami tak, że jakaś książka tak bardzo Was do siebie przyciąga, że nie może wprost doczekać się, aż ją przeczytacie? Ja tak miałam z powieścią Victorii Vinuesy, czyli Do zobaczenia na Wenus. Książka ta przyciągała mnie swoim opisem i coś mówiło mi, że ta historia może mnie złamać. No cóż, ja takie książki lubię (lubię się nad sobą znęcać w ten sposób, sorry not sorry), więc czym prędzej zabrałam się za jej lekturę. Jak oceniam ją jednak jako całość? O tym w tej recenzji.
Mia cierpi z powodu wrodzonej wady serca. Dziewczyna jednak nie boi się ewentualnej śmierci, a bardziej momentu odnalezienia swojej biologicznej matki. Postanawia jednak stawić czoła swojemu lękowi i wyruszyć do Hiszpanii na poszukiwania kobiety, która zostawiła ją jako dziecko. W tej podróży ma jej towarzyszyć Kyle ? chłopak, który nigdy nie stronił od imprez, ale po tragicznym wypadku całkowicie zamknął się w sobie. Co ciekawe, Kyle nawet nie zna Mii, a jej szalona podróż ma być dla niego czymś niespodziewanym. Czy ta dwójka będzie w stanie ramię w ramię odnaleźć matkę nastolatki? Jak potoczy się ich znajomość na dłuższą metę?
Zaczynając lekturę tej książki, byłam nastawiona na historię, która EWENTUALNIE może okazać się piekielnie łamiąca serce i pozostawi mnie z niemałym załamaniem. No cóż, skoro dzisiaj jestem w stanie o niej pisać, chyba nie było tak źle, choć nie zabrakło wylanych łez i ogromnego smutku.
Główna bohaterka jest taką bohaterką, którą niektórzy mogą uznać za dość stereotypową. Mia porywa się niczym mityczny Ikar w stronę słońca - wbrew wszystkiemu postanawia wyruszyć w podróż na poszukiwanie swojej mamy, a ponadto jest tą jedną nieumiejącą utrzymać języka za zębami, specyficzną i na swój sposób zabawną nastolatką, za którą koniec końców wszyscy szaleją. Nie chcę, by brzmiało to wrednie, ale tak mogę właśnie opisać tę bohaterkę. Mimo tego uważam jednak, że warto dać jej szansę i zaprosić ją do swojego życia - mnie Mia chwyciła za serce i bardzo się z nią zżyłam podczas lektury.
Nie inaczej było z Kyle?em, którego z początku nie polubiłam za bardzo, ale jego historia skupiła moją uwagę na jego postaci na dłużej. Coś było w tym bohaterze, przez co nie potrafiłam przestać o nim myśleć. Jego historia jest tragiczna i nie znajduję takich słów, które mogłyby go ewentualnie pocieszyć. Tego bohatera mogłam też poznać całkiem dobrze dzięki temu, że autorka oddała mu głos - narracja pierwszoosobowa z perspektywy zarówno Mii, jak i właśnie Kyle?a okazała się strzałem w dziesiątkę.
Victoria Vinuesa ma bardzo dobre pióro, dzięki któremu lektura tej książki - pomimo wszechobecnego ogromnego ładunku emocjonalnego ? jest na swój sposób przyjemna. Przyznaję, że czytałam tę książkę dość długo, jak na moje możliwości, ale uważam, że wyszło mi to tylko na dobre. Dzięki temu bardziej zżyłam się z bohaterami, dłużej żyłam tą historią, aż w końcu całkowicie się w niej zakochałam. Do zobaczenia na Wenus to powieść, której w ostatnim czasie potrzebowałam, a nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Historia Mii i Kyle?a to nie tylko kolejna opowieść o nastolatkach, którzy chcą zrobić coś na przekór dorosłym. To historia o poszukiwaniu własnych korzeni, swojego rodzica, który z niewiadomych przyczyn postanowił opuścić swoje dziecko. To historia o prawdziwej walce z czasem ? trzeba jak najszybciej odnaleźć mamę Mii, by wada serca nie stanęła temu całkowicie na przeszkodzie. To także opowieść o poczuciu winy, które przygniata człowieka do samej ziemi i nic nie jest się w stanie z nim zrobić. Jak więc widzicie, ta książka naprawdę zawładnęła moimi myślami i niesamowicie cieszę się, że mogłam ją poznać.
Jeżeli poszukujecie wciągającej powieści młodzieżowej, przy której wylejecie wiadro łez, a także będziecie mogli się pośmiać, to koniecznie sięgnijcie po ten tytuł. Ponadto, jeśli polubiliście takie historie jak Gwiazd naszych wina, czy też Trzy kroki od siebie ? ta książka również jest dla Was.
Opinia bierze udział w konkursie