Czy "Dobre miasto" to kryminał? Z pewnością posiada pewne cechy tego gatunku jednak z drugiej strony zdecydowanie wykracza poza utarty schemat. A może to thriller? Choć proza autora jest utrzymana w zdecydowanie ciemnych barwach, język rani uszy brutalnością a opisy rażą oczy naturalizmem, tak również i granice tego gatunku zostały przekroczone. Może to romans? Jeśli tak to bez szczęśliwego zakończenia. Odpuszczę sobie katalogowanie czy doczepianie etykietek. Nowa powieść Zielke to historia o życiu i jego kresie, pieniądzach, zazdrości, wielkiej polityce i tych mniejszych, lokalnych biznesmanach. To przekrój totalny przez mentalność polskiego społeczeństwa i próba jego zanalizowania. Oprócz zagadki kryminalnej mamy tutaj układy, dawne afery, próbę rozliczenia z przeszłością. Autor, jako jeden z nielicznych, odważył się podsumować to co nas boli w Polsce i polskości.
W Dobrym Mieście odnalezione zostają zwłoki żony lokalnego biznesmana, filantropki Agnieszki Krynickiej. Morderstwo wstrząsa społecznością miasteczka, wszyscy są zszokowani śmiercią uwielbianej aktywistki. Wkrótce ma rozpocząć się proces trzech mężczyzn podejrzanych o to brutalne morderstwo. Do Dobrego Miasta przyjeżdża dziennikarka Małgorzata, której zadaniem jest napisanie artykułu na temat skazanych. Podczas zbierania materiałów kobieta odkrywa, jak wiele niedomówień jest w tej na pozór prostej sprawie i jak bardzo nieprawdziwe twarze ukazują jej kolejni rozmówcy. Małgorzata zaczyna mieć wątpliwości czy za kratkami siedzą prawdziwi zbrodniarze czy podstawione słupy?
Dobre Miasto to miasteczko jakich wiele. Mieszka tutaj kilka tysięcy ludzi, dobrobyt zawdzięczają lokalnemu przedsiębiorcy, a patologię "systemowi". O mieście tym można powiedzieć wszystko, z wyjątkiem tego, że jest dobre. Autor zadbał o to, by było symbolem wszystkich miasteczek, ich folkloru i regionalizmów. Pamiętam jak będąc małą dziewczynką odwiedzałam babcie, jedną w Dęblinie, drugą w Czarnej Białostockiej. Obie mieszkały w tak zwanych "dobrych miastach". W jednym lokalnym dobroczyńcą było lotnisko wojskowe, w drugim tartak i właściciel sztucznego zalewu. Z wizyt tych, nawet po latach, pamiętam bardzo dużo : smutnych mężczyzn spod budki z piwem, wioskowego głupka mamroczącego pod nosem podczas wieczornych wędrówek, bogatego sąsiada z końca ulicy, który dorobił się na handlu z ruskimi, bazar z mięsem nad którym latały roje much i wracających z wojska chłopaków. Pamiętam też słynny ze zjazdów narodowców bar na trasie na Białoruś. Właśnie takie jest Dobre Miast Zielke. To miejsce gdzie mieszkają zwykle ludzie, ludzie smutni i zmęczeni życiem oraz garstka szczęśliwców, którym się powiodło. Proporcje, jak w całym kraju, są podobne, tych ostatnich jest zaledwie ułamek promila. Jeżdżąc z koleżanką na rowerach po Dęblinie bałyśmy się bloków przy ulicy Wiślanej, tam ponoć mieszkali Ci "źli" chłopcy. Zielke również ma swoją Wiślaną, sławną dzielnicę zwaną Jeziorany, pełną patologii, brudu, smrodu, prostytucji i baraków socjalnych. To miejsce w którym ludzie się rodzą i umierają, a ich los jest z góry przesądzony. Podobnie było kiedyś z Warszawką Pragą, dopóki nie zainteresowali się nią artyści i...deweloperzy. Ale wróćmy do naszej fabuły. Dobroczyńcą w Dobrym Mieście jest właściciel lokalnego browaru, którego wyroby są znane w całej Europie. Nie dość, że facet ma głowę na karku, szczęście i pieniądze, to jeszcze szanuje swoich pracowników, a za żonę pojął anioła. Przynajmniej takie było moje pierwsze wrażenie. Zaczęłam sobie zadawać pytanie : dlaczego wszystko co złe musi spotykać tych nielicznych, dobrych ludzi? Dlaczego to nie do tych co gwałcą, kradną, zdradzają i mordują, wraca karma? Jednak szybko się okazało, że nie wszystko złoto co się świeci i na wizerunku naszej "świętej" rodziny zaczęły pojawiać się rysy. Czy zamordowana Agnieszka również miała brud za paznokciami? A może to nie jej ciało wyłowiono z jeziora? Dlaczego trójka podejrzanych zmieniła zeznania i dlaczego są w nich luki? Z każdą stroną pojawiało się coraz więcej pytań, coraz więcej zagadek a jak tylko udało mi się zedrzeć maskę z twarzy któregoś z bohaterów okazywało się, że pod spodem jest kolejna. Szukałam punktów zaczepienia, kogoś komu zaufam, obdarzę sympatią wyszło na jaw, że to nie miasto było nie "dobre" tylko jego mieszkańcy. Wszyscy, począwszy od "baraków" , przez lokalnych biznesmanów i zwykłych śmiertelników a na mafii, imigrantach i uciekinierach skończywszy.
Tym co mnie uderzyło był fakt, że autorowi udało się stworzyć bohaterów nie dość że z krwi i kości, to jeszcze takich których sobowtóry mogę znaleźć we własnym otoczeniu. Patologiczna rodzina z klatki obok, przemiły, dający dzieciom cukierki ksiądz, bita przez męża kuzynka, zazdrosna koleżanka ze szkolnej ławy...wszyscy oni istnieją. Autor czerpał z ulicy, patrzył na szarych przechodniów i dopisywał im życiorysy. Niestety realia małych polskich miasteczek są utrzymane w tonacji szarości lecz od czasu do czasu i tam pojawi się promyk słońca. Widać, że Mariusz Zielke ma dość krytyczny stosunek do polityki, rządu oraz panujących układów. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że autor jest czynnym obserwatorem sceny politycznej, czyta, ogląda telewizję i wyciąga wnioski. Nie opowiada się jednak po żadnej ze stron tylko kieruje się obiektywizmem, widzi błędy wszystkich stron i stara się trzymać z boku. Książka ta jest jednocześnie krytyką rządów komunistycznych, esbecji, SLD-owskich układów w wolnej Polsce jak i działań ówczesnego rządu, kościoła katolickiego i lokalnych watażków, którzy trzymają w rękach całe społeczności. Zielke zadbał o to by fabuła powieści rozgrywała się na tle wydarzeń historycznych, dawnych afer i układów, które miały wpływ na dzisiejszy obraz Polski. Mamy tutaj do czynienia z kolesiostwem, wszechobecną korupcją, malwersacjami finansowymi i działalnością mafii, zarówno naszej rodzimej jak i importowanej. Za wszystkim stoją wielkie pieniądze i nie jest ważne czy należą one do oligarchów czy do Unii Europejskiej, na wszystkim da się zarobić, wystarczy mieć pomysł i znajomości. Autor pokazuje nam jak bardzo skorumpowane jest środowisko dziennikarzy, którzy już nie mogą pisać rzetelnych tekstów. Sędziowie nie mogą wydawać sprawiedliwych wyroków. Wszędzie jest ktoś kto pociąga za sznurki. Na początku sądziłam, że postać naszej głównej bohaterki okaże się typową femme fatale, jedyną sprawiedliwą w korupcyjnym piekle układzików, jednak okazało się, że i ona ma mniejsze i większe problemy. Żyje w patologicznym związku, z artystą-nierobem, jej matka była eksportowaną pod hotel Victoria prostytutką z Dobrego Miasta, a ona sama bała się powrotu do przeszłości, z którą przyszło jej się zmierzyć. Okazało się, że nie jest tak dobrą, niewinną i czystą osobą, za którą ją uważałam, jednak czy są jeszcze nieskazitelni dziennikarze?
"Dobre miasto" nie jest książka dla tych, którzy lubią szybką i wartką akcję, nie okaże się również gratką dla miłośników policyjnych procedur. Od początku wiemy, kto jest winny a zadaniem naszej bohaterki jest napisanie na ten temat artykułu. A że coś przy tej okazji znajdzie? To tylko nadaje całej powieści smaczku. Raz w przeszłości, raz w teraźniejszości lecz nieustanie posuwamy się do przodu. Autor snuje opowieść trójki skazanych, dziennikarki oraz osób postronnych, obywateli Dobrego Miasta, których bezpośrednio dotknęła śmierć filantropki. W przeważającej mierze jest to doskonała powieść obyczajowa, w której każdy ma coś do powiedzenia, każdy ma coś do ukrycia, a całość składa się na przerażającą w swoim wyrachowaniu historię.
Mariusz Zielke umie pisać tak, że nawet najbardziej nudna, powszednia historia, przy użyciu odpowiednich słów i stylu stanie się chwytającym za serce dramatem. Doskonale się czuje w odcieniach szarości, typowej dla zwykłej prozy życia. Zagadka do końca trzyma w napięciu, ślepe uliczki wywodzą czytelnika na manowce, tak że w końcu nie wiemy czy to my zwariowaliśmy czy bohaterowie. Jest to zdecydowanie jeden z lepszych thrillerów psychologiczno-obyczajowych, jaki wyszedł spod pióra rodzimego artysty. Polecam.
Opinia bierze udział w konkursie