Trzy rzeczy sprawiły, że sięgnęłam po tę książkę. Po pierwsze była to okładka, prawda że jest niezwykła? Po drugie fakt, że nowa powieść kryminalna wydana została przez wydawnictwo Czarne, specjalizujące się w literaturze faktu i słynące ze sztywnej selekcji autorów, dawał nadzieję że w moje ręce trafi kawał dobrej literatury. A po trzecie miejsce rozgrywającej się fabuły, czyli szpital psychiatryczny, wydawało mi się z jednej strony fascynujące a z drugiej napawające strachem. Mój wybór okazał się trafny. "Dom bez klamek" to rasowy kryminał ze skomplikowaną fabułą, ciekawy początek nowej serii z Niną Warwiłow. Jędrzej Pasierski, z wykształcenia prawnik, napisał powieść, która choć jest debiutem literackim, mogłaby być przykładem z gatunku "jak dobrze pisać" dla innych, niekoniecznie początkujących, autorów.
12 grudnia, Warszawa. Na oddziale C8 Szpitala Psychiatrycznego w Weseliskach, znalezione zostaje ciało brutalnie zamordowanego pacjenta. Na miejscu zdarzenia zjawia się podkomisarz Nina Warwiłow. Oddział zostaje zamknięty. Podejrzenie pada zarówno na pozostałych pacjentów jak i na personel medyczny. Rozpoczyna się żmudne policyjne śledztwo, które zatacza coraz szersze kręgi. Młoda komisarz oprócz znalezienia sprawcy musi również rozliczyć się z własną przeszłością i podjąć trudne życiowe decyzje, które zaważą na jej przyszłości.
Szpital psychiatryczny to miejsce, które zawsze kojarzyło mi się z wrzaskami szaleńców, kratami w oknach, błyskiem paranoi w oczach i ciszą nocną, przerywaną jękami walczących z fobiami pacjentów. To miejsce, które na samą myśl o nim, wywołuje zarówno dreszcz strachu jak i podniecenia. Sama świadomość, że gdzieś jest dom, w którym śpią, jedzą, ślinią się i tworzą monumentalne plany ludzie odpowiedzialni za zbrodnie, przestępcy, seryjni mordercy, wywołuje w czytelniku niezdrową fascynację. Rzeczywistość jest niestety dużo mniej podniecająca. Większość oddziałów szpitali psychiatrycznych to miejsca gdzie trzymani są pacjenci cierpiący na depresję i nerwicę. To pokoje samobójców, autystyków, chorych na schizofrenię czy zespół stresu pourazowego. W krajach Europy Zachodniej coraz częstsze, a nawet modne, staje się "samozamknięcie" się w "klinice" gdzie pod okiem lekarzy przejdziemy terapię antylękową. To takie kolejne dziwactwo korpoludków, którzy za wątpliwą przyjemność zamknięcia muszą słono zapłacić. Podobnie jest w książce Pasierskiego. Oczywiście mamy tutaj do czynienia z prawdziwymi chorymi jednak nie są to psychopaci tylko ludzie z lekkimi zaburzeniami, w pełni świadomi tego co się wokół nich dzieje. Można z nimi normalnie porozmawiać, nie rzucają się, nie wyją, nie jest potrzebny kaftan bezpieczeństwa. Pomimo tego, szpital w Weseliskach, nadal jest miejscem mrocznym i klaustrofobicznym. Idealnym tłem naszej opowieści. Miejscem które skrywa tajemnice i odpowiedzi na pytania, jest zarówno początkiem jak i końcem całej opowieści.
Autorzy literatury kryminalnej przez lata zdążyli nas przyzwyczaić do faktu, że fikcyjni policjanci, komisarze i inni członkowie służb porządkowych, to ludzie nie pozbawieni własnych problemów. Rozwodnicy, alkoholicy, nadpobudliwe głowy rodzin czy poszkodowane przez los kaleki. Asortyment jest bogaty, więc mamy z czego wybierać. Tym razem padło na 37-letnią Ninę, która jest świeżo po rozstaniu z partnerem. Na dokładkę autor dołożył jej ojca alkoholika i mały problem "zdrowotny", z którym musi się zmierzyć. Zawsze się wzruszam, kiedy główną bohaterką powieści kryminalnej jest kobieta. Samica w męskim świecie alf. Tym razem świat ten został przedstawiony z całą szowinistycznym smrodem, który się za nim ciągnie. Do tej pory duża część mężczyzn jest przekonana, że komisariat nie jest miejscem dla kobiet. Niech się spełniają jako pielęgniarki, adwokatki, malarki czy w innych zawodach, gdzie przyda się ich wrażliwość i potrzeba matkowania. Brutalny świat ulicy lepiej niech pozostanie dla mężczyzn. Jędrzej Pasierski dobrze odtworzył realia. Nina się nie nadawała, Nina była tępa, na każdym kroku słyszała, że jest niedoświadczona, brakuje jej inteligencji i w ogóle "bez mężczyzny ani rusz". Cieszyłam się, gdy jedynie z malutką pomocą przełożonego, który otoczył ją ochroną, udawało jej się na każdym kroku udowadniać, że jest dobra. Nie lepsza, ale na poziomie. Nie zostaje z tyłu, używa rozumu, wyciąga wnioski. Kolejna kobieta, która nie potrzebuje męskiego przewodnika. Takich kobiet, wzorów, powinno być więcej w literaturze i cieszę się, że autorzy-mężczyźni, zaczęli również na nie stawiać. Jednak pod żadnym pozorem nie jest to literatura feministyczna. Jest taka jak powinna być czyli zbalansowana.
"Dom bez klamek" to kryminał z wyrazistą i skomplikowaną fabułą, w którym by odkryć tajemnicę morderstw musimy cofnąć się aż do lat siedemdziesiątych. Zawsze mam pewne obawy, kiedy debiutanci, zabierają się za tak kompleksowo rozbudowane powieści. Często są one pułapką dla niedoświadczonych pisarzy, typową pajęczą siecią, która otula ich kokonem, wysysając pomysły i siły witalne. I taki wydrenowany autor staje się coraz bardziej chaotyczny i mało wiarygodny. Jędrzej Pasierski zdecydowanie nie dał się złapać. Wszystkie wątki połączone zostały w sensowną całość, a warstwa obyczajowa była subtelna i nie przytłoczyła fabuły. Parokrotnie złapałam się na tym, że podziwiam charakterystyczną dla autora rytmikę narracji : akcja, dialog, opowiadanie. Regularnie niczym metronom. Akcja była zaplanowana i dynamiczna, dialog ciekawy i pouczający a opowiedziane historie tworzyły tło opowieści. Dzięki temu brak było tutaj nudy, akcja parła na przód a czytelnik krok po kroku odkrywał nowe ślady prowadzące do rozwiązania zagadki.
"Dom bez klamek" to mroczna opowieść o zemście i sprawiedliwości, która może zostać wymierzona nawet po latach. Autor wprost z naszego rodzimego podwórka zabiera nas na niemieckie bulwary gdzie kwitł handel żywym towarem. Z domu bez klamek przenosimy się do małej mazowieckiej wioski gdzie w pożarze zginęła miejscowa rodzina. Fabuła jest jak drzewo, im wyżej wchodzimy tym więcej gałęzi, im dalej czytamy tym więcej wątków. Polubiłam bohaterów, polubiłam Ninę oraz komisariat na Jagiellońskiej, zresztą to moje rodzinne strony stąd może ten sentyment. Będę odwiedzać. Mam nadzieję, że tylko w książkach. Polecam.
Opinia bierze udział w konkursie