Elżbieta żyje skromnie w niewielkiej Sosnówce, ale ma jedno bogactwo ? dom z najpiękniejszym widokiem na góry i dolinę. Choć boryka się z kłopotami finansowymi, nie oddałaby go za żadne skarby świata. Dlatego gdy pojawia się firma, która zamierza na jej działce wybudować nowoczesny kompleks hotelowy, kobieta rozpoczyna walkę o swój majątek.
Podobnie jak w podhalańskich legendach nic nie jest jednak takie, jakim się wydaje na pierwszy rzut oka. Czy bezwzględny biznesmen okaże się kimś zupełnie innym? W jaki zaskakujący sposób do Elżbiety powróci przeszłość, o której przez większość życia starała się zapomnieć? Czy jej wyboista droga doprowadzi ją do szczęśliwego zakończenia?
"Dom na sosnowym wzgórzu" to już trzecia powieść Haliny Kowalczuk z domem w tytule. Za każdym razem jestem ciekawa co jeszcze wymyśli autorka, jaką stworzy historię. Jednak nie obawiajcie się, to są oddzielne książki, niewymagające znajomości wcześniejszych.
Autorka w swojej najnowszej powieści porusza szereg istotnych tematów i problemów, z którymi również i my na co dzień się stykamy i mierzymy. Przeczytamy o pielęgnacji korzeni, dbaniu o dziedzictwo rodzinne czy szacunku do Matki Natury. Pojawi się także pewna tajemnica rodzinna, ale nie mogę Wam zbyt wiele zdradzić, by nie psuć przyjemności z czytania.
Pani Halina niewątpliwie posiada dar kreacji autentycznych bohaterów z interesującymi charakterami, mającymi wady i zalety, popełniającymi błędy. Każdego z nich z łatwością możemy sobie wyobrazić i wczuć się w ich położenie. Głównej bohaterki, Eli po prostu nie sposób nie polubić. Jej prostolinijność, empatia i hart ducha budzą podziw. Ilu jest wśród nas takich ludzi? Nie oszukujmy się, w dzisiejszym świecie liczy się pieniądz. Ile jest dla nas ważna spuścizna rodzinna, pamiątki, wspomnienia zamknięte w czterech ścianach? Wydaje się, że tak łatwo przychodzi mam rezygnowanie z tego wszystkiego. Jednak nie w przypadku Eli. Czy kobieta ocali swój ukochany dom i sosnowe wzgórze?
"Zdawała sobie sprawę, że nie wygra, nie wiedziała, czym ani kiedy ją zaatakują. Czy można mieć szansę z tak wielką i znaną na świecie firmą? Jak ona jedna ma temu dać radę?"
Interesującą postacią okazał się być Leszek. Początkowo wzbudza w czytelniku negatywne uczucia, później zaskakuje swoją osobą. Kim okaże się dla Eli? Z kolei wujt Sosnówki, Bożena Kuraś... co za wredna, podstępna kobieta! Oj napsuła krwi, napsuła.
Cała historia przyprawiona została szczyptą magii. Pojawiające się wątki podhalańskich legend intrygują i wprowadzają klimat tajemnicy. Ale bez obaw, ten element jest odpowiednio wyważony. Zresztą sama nie przepadam za zbyt dużą ilością fantastyki, więc gdyby był jej tu nadmiar nie jestem pewna czy decydowałabym się na kolejne książki autorki. Szczególnie spodobała mi się ta o Dobrosławie oraz o Diabelskim Jarze.
"Czasami są rzeczy, wydarzenia, które nam ludziom trudno racjonalnie wytłumaczyć, ale są, dzieją się wokół nas. Czasami żeby je dostrzec, wystarczy na chwilę przystanąć i rozejrzeć się wokół siebie. Niestety wy, obecne pokolenie, pędzicie przed siebie na oślep, nie zważacie na nikogo ani na nic. Wiele, kochanie, tracicie przez to. Trzeba spojrzeć na życie inaczej, ono szybko mija..."
Książkę cechuje jednostajny rytm, gdzieniegdzie poprzetykany mocniejszymi tąpnięciami i emocjami, jakie budzą w nas bohaterowie i sytuacje z ich udziałem. Nie znajdziemy tu większych przestojów, dłużyzn, ogólnie czyta się bardzo płynnie.
"Dom na sosnowym wzgórzu" urzeka tajemniczą aurą, baśniowością, wzrusza i zmusza do refleksji. To książka o wpływie przeszłości na przyszłość, o tym, że nic nie jest takim, jakim wydaje się na początku. Z mojej strony polecam!
Opinia bierze udział w konkursie