Jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Przybysz i muszę przyznać, że jestem naprawdę zaskoczona, tym jak ta historia na mnie wpłynęła. Przeżywałam ją każdą nawet najmniejszą cząstką ciała i naprawdę nie mogłam się od niej oderwać nawet na moment.
Doczytałam, że jest to kontynuacja, jednak nie wpłynęło to na odbiór tej historii i według mnie jeśli też nie znacie poprzedniej części "Werandy pachnącej jaśminem" bez problemu odnajdziecie się w fabule "Domu przy brzozie"...
Dawno już tak nie płakałam przy lekturze. Niech Was, tak jak mnie, nie zwiedzie piękna okładka, nie myślcie, że będzie lekko i przyjemnie, to nie jest słodka bajeczka, to opowieść o prawdziwym życiu, o ogromnym poświęceniu, do bólu autentyczna, szczera, pokazująca jak łatwo, choć całkowicie nieświadomie, można urządzić drugiemu człowiekowi piekło na ziemi, zostawiając go z domysłami, nie chcąc z nim rozmawiać, poddać się niemal bez walki i odejść...
"Dom przy brzozie" to historia, która wywołuje ogromne, a zarazem skrajne emocje, od radości i wzruszenia przez współczucie po ogromną złość na los i niesprawiedliwość tego świata.
Szczególnie jeśli spojrzy się na tę sprawiedliwość przez pryzmat małej osieroconej dziewczynki i chłopca, który niemal przez całe życie zawsze tracił to co kochał, przez pryzmat tego, że jeśli się tym trzecim w związku, zawsze, ale to zawsze ktoś zostanie skrzywdzony...
Nie będę opisywać i streszczać ponownie fabuły, bo w opisie wydawcy dostajemy już mnóstwo informacji, a nie chciałabym odebrać Wam przyjemności poznania tej historii, zasugeruję jednak, byście przygotowali sobie zapas chusteczek, bo poznając historię małego chłopca, która towarzyszy nam tu od pierwszej strony, będziecie ich bardzo potrzebować, tymbardziej gdy rozszyfrujecie, kim jest ten mały chłopiec.
Pani Katarzyna nie boi się pisać o trudnych sprawach takich jak choroba, przemoc wobec słabszego, alkoholizm czy bieda, nie osładza tych spraw, nie sprawia, że wydają się one błahe i marginalne.
Jest to równocześnie opowieść o nadziei i o tym, że nic w naszym życiu nic nie dzieje się bez przyczyny, o dobru które w sobie nosimy. Autorka pięknie pisze o wspomnieniach i skrywanej tęsknocie za utraconą miłością, o wybaczeniu i pojednaniu.
Książkę przeczytałam dosłownie w jeden dzień, losy bohaterów są niezwykle wciągające i zaskakujące, choć sama akcja powieści płynie dość wolno.
Bohaterowie są bardzo autentyczni, Każdy z nich wnosi wiele do tej historii, nikt tu nie jest zbędny. Jestem zakochana w relacji Jagody i Łukasza, autorka pięknie pokazała to, że prawdziwa ojcowska miłość nie zawsze jest definiowana przez geny.
Barwny język nadaje całości lekkości i wyrazistości. Wszystkie wątki łączą się piękną i poruszającą całość.
Autorce gratuluję z całego serca stworzenia przepięknej, głębokiej i zmuszającej do refleksji powieści. Z całego serca życzę, by ta historia trafiła do jak najszerszego grona czytelników, a ja z wielką ciekawością sięgnę po poprzednie historie.
Czy polecam?
Zdecydowanie tak. To jedna z najbardziej poruszających historii, jakie ostatnio poznałam. Jeśli i Wy szukacie poruszającej i emocjonującej lektury, to "Dom przy brzozie" będzie idealnym wyborem.
Opinia bierze udział w konkursie