Stasiuk pisarzem jest nieodgadnionym. Zaszyty gdzieś w górskiej chacie tworzy kolejne utwory, które świadomie obdziera z kwiecistości, wplata w nie masę kolokwializmów, wątków biograficznych, które serwuje w języku potocznym. Często porównywany jest do Marka Hłaski, obaj prozaicy kreują podobnych bohaterów – zagubionych w otaczających ich świecie, zdeterminowanych przezeń, nieszczęśliwych i unieszczęśliwiających innych.
Jednym z ulubionych tematów autora jest „komunizm i jego następstwa”. W swoich książkach – „Fado” czy „Jadąc do Babadag” autor opisuje zmiany, jakie zaszły po „potopie totalitaryzmu”, po rozpadzie Jugosławii, warunki panujące w krajach postkomunistycznych. Zapytany kiedyś, dlaczego nie podróżuje po krajach Europy Zachodniej, bogatych w dziedzictwo kulturowe i opływających w dostatek, odpowiedział, że ludzi podróż do miejsc, o których nawet Bóg zapomniał.
W owym zbiorku opowiadań jest bez liku. Mi do gustu przypadło jedno z nich, noszace wdzięczny tytuł „Władek”. Historia jaką opowiada autor wywołuje u czytelnika uczycie smutku, choć sama jest bardzo prawdopodobna. Oto w pewnej wsi był kiosk, za czasów PRLu szary i ubogi w towary, po obaleniu komunizmu rozkwitł mnogością barw i tysiącem zagranicznych produktów, stał się obiektem zainteresowania miejscowych ludzi. Ów kiosk, niegdyś buda w odcieniach szarości, komunistyczny wytwór, dziś, po „zatopieniu ostatnich sekretarzy” mieni się dziesiątkami kolorów, ba, jest „najbarwniejszym miejscem w promieniu piętnastu kilometrów”. Starsze kobiety lubią go obserwować, cieszą się z triumfu kapitalizmu, który wypłyną na powierzchnię może za wstawiennictwem bożym. Autor komunizm porównuje tu do biblijnego potopu, Bóg zatopił grzeszników – sekretarzy, wybrańcy, których chroniła arka, mogą bezpiecznie zejść na ląd. Świat został oczyszczony, ludziom dano kolejną szansę. Stasiuk zestawia kolory – szarość czasów PRLu z różnokolorową, współczesną nam rzeczywistością. Starsze kobiety nabierają kolorów, zachwycone mnogością cudów dookoła nich. Znaków przymierza wypatrują jednak nie w przyrodzie, a w witrynie sklepowej. Ta witryna przemawia do nich nie tylko paletą barw, ale i mnogością obco brzmiących słow.
„Niewykluczone, że nowe Jeruzalem jest już w drodze”. To właśnie w Jerozolimie (z hebrajskiego Jeruzalem) Mojżesz złożył na górze Arkę Przymierza. Podążając za rozumowaniem Stasiuka na miano owej Arki zasługuje różnobarwny kiosk. Miliony różnobarwnych kiosków, sklepów, marketów, które napotykamy na każdym kroku. Abyśmy doszli do tych wniosków, autor w swoje opowiadanie wplata liczne nawiązania kulturowe – wzmianki o Chrystusie, górze Tabor, świątyni Salomona, Matce Boskiej i Duchu Świętym, o Męce Pańskiej i Apokalipsie. Można też ową wzmiankę o „nowym Jeruzalem w drodze” zinterpretować jeszcze inaczej. Oto ludzie, hołdujący masowym produktom, czyniący sobie ołtarze z różnobarwnych witryn sklepowych zostaną ukarani za pychę i odwrócenie się od Boga. I będziemy mieli nowy potop, i nowe, kolejne Jeruzalem. A może to już koniec, i jego cień – w postaci szmaragdowej tęczy Apokalipsy na sklepowej wystawie – La Fresk Creme and Soap. Może, powtarzając za Miłoszem, innego końca świata nie będzie…
Tak czy inaczej – opowieści Stasiuka mają w sobie coś, coś przedziwnego, za czym z radością
Opinia bierze udział w konkursie