"Dwa dni w Paryżu" Jojo Moyes
"Ma ochotę pławić się w nadziei, która przychodzi razem z kimś nowym, z kimś, kto widzi w tobie tylko to, co najlepsze, a nie to, co najgorsze".
Paryż. Miasto Świateł. Miejsce wprost stworzone do romantycznych i wzruszających historii z przesłaniem, że nie ma rzeczy niemożliwych. To dlaczego książka Jojo Moyes "Dwa dni w Paryżu" tak bardzo mnie rozczarowała?
Żyj chwilą
Solidna, odpowiedzialna i starannie analizująca wszystkie za i przeciw. Taka jest Nell, która właśnie zamierza spędzić najbardziej romantyczny weekend ze swoim chłopakiem w Paryżu. Ale gdy w Mieście Świateł jest zdana tylko na siebie, zamierza zrobić coś niezwykłego, coś niepasującego do jej spokojnej osobowości. Zamierza cieszyć się z życia i po raz pierwszy nie kalkulować ryzyka. Z pomocą przychodzi jej pewien Francuz, który właśnie przeżywa swoje gorsze chwile w życiu.
Tak historia może i jest lekko nieprawdopodobna, ale niesie dużą dawkę optymizmu i przekonania, że w życiu czekają na nas też i szanse, a nie same zagrożenia i przeszkody. Wystarczy mieć oczy szeroko otwarte.
Historia Nell i Fabiena z pewnością wywoła uśmiech na twarzy czytelnika, szkoda tylko, że kończy się po niecałych 150 stronach. A reszta? Przecież książka "Dwa dni w Paryżu" liczy sobie 352 strony...
Rozczarowanie w kilku aktach
Myślałam, że w książkowym gąszczu umknęła mi informacja, że w tej książce znajdę coś jeszcze oprócz historii Nell. Opis, pochodzący od wydawcy - ten zamieszczony na tylnej okładce, jak i na wszystkich portalach książkowych, wspomina tylko o Nell i jej weekendzie w Paryżu. Pod tym opisem pojawia się co prawda jedno zdanie, mogące tak nieśmiało sugerować coś więcej: "Opowieści o odwadze i sile miłości autorstwa Jojo Moyes, pisarki, która podbija serca polskich czytelników książkami "Zanim się pojawiłeś", "Kiedy odszedłeś", "Światło w środku nocy".
Również i tytuł odzwierciedla, jak bardzo te inne historie nie zasługują na uwagę. A pomimo to, wydawca zdecydował się dołączyć je do tej książki. Oryginalny tytuł brzmi "Paris for One and Other Stories", w polskim tłumaczeniu "Dwa dni w Paryżu". Wiem, że tłumaczenia literackie to naprawdę trudne zadanie, ale w tym przypadku różnica jest zasadnicza. Broń boże, nie wspominajmy, że tam oprócz historii Nell, opublikowanej pod tytułem "Sama w Paryżu", są jeszcze jakieś opowiadania. To mogłoby zniechęcić czytelników. O ile mi wiadomo, to w Polsce ukazały się do tej pory tylko powieści tej autorki.
Wspólny mianownik?
Myślałam, że te wszystkie opowieści będą posiadały choćby wspólny mianownik. W pierwszej kolejności pomyślałam o Paryżu (ach, znowu ten tytuł!) - miejsce stworzone do historii w stylu Jojo Moyes. Te typowe dla Paryża francuskie kafejki, romantyczny nastrój, artystyczne dusze - to wszystko odnajdziemy tylko w historiach "Sama w Paryżu" i "Miodowy miesiąc w Paryżu". To dwie najdłuższe historie (łącznie prawie 230 stron) i faktycznie oddają niepowtarzalny klimat tego miasta. Szkoda, że nie są dłuższe, bardziej rozbudowane, bo mogłyby z nich powstać całkiem niezłe powieści.
Pobieżne historie
Natomiast - w pozostałych historiach francuskiej atmosfery nie uświadczymy. Poruszają różną tematykę, są pisane z punktu widzenia kobiet i w niektórych, w rolach głównych pojawiają się typowo kobiece atrybuty (pończochy, płaszcz, buty, perfumy). Ale jestem rozczarowana ich poziomem, jakby wyszły spod pióra innej osoby. Ot, choćby historia napadu na sklep jubilerski i flirtu ekspedientki ze złodziejem (!!!). I jak na opowiadania, są bardzo krótkie - od zaledwie kilku do kilkunastu stron. Jak dla mnie - zdecydowanie za krótko, co przekłada się na to, że są bardzo pobieżne. A skakanie z tematu na temat też nie ułatwia ich odbioru.
Tak, jestem bardzo rozczarowana zawartością książki "Dwa dni w Paryżu" i nie będę tego kryła. "Produkt tylko częściowo zgodny z opisem".
Opinia bierze udział w konkursie