ŹLE SIĘ DZIEJE W SZKOLE GREGA
No i mamy osiemnasty tom ?Dziennika Cwaniaczka? (osiemnasty głównej serii, bo wiadomo, były już dodatki, były spin-offy i w ogóle). I już w tym momencie wiadomo, że to jeszcze nie koniec, bo w Stanach jeszcze w tym roku, a dokładniej dwudziestego drugiego października, czeka nas premiera kolejnego ? ?Hot Mess?, gdzie czekają go letnie zmagania z rodziną. Ale na razie mamy ?Główka pracuje? i jak zwykle, niezawodnie, super jest i tyle w temacie.
W szkole Grega zaczyna źle się dziać. Nie dość, że ogólnokrajowy test poszedł tragicznie, to jeszcze w gimnazjum zaczynają się zmiany, choćby takie, że maskotką szkolnej drużyny zostaje? sedes. A to najmniejsze zmartwienie bohaterów. Co w takiej sytuacji pocznie nasz bohater?
Co tu dużo mówić, dobijamy do dwudziestki tomów (a jeśli liczyć to co poboczne to już ją przekroczyliśmy), a słowa, które napisałem przy okazji bodajże czternastego tomu, że Jeff Kinney a wraz z nim Greg Heffley nie zdejmują nogi z gazu, wciąż są aktualne. Auirtor nie traci pomysłowości, choć mógł się wypalić, a jego seria nie traci tempa, ani jakości. Wszystko jest takie, jakiego oczekujmy i na jakie mamy ochotę, wszystko niezmiennie satysfakcjonuje i wciąga. I nie tylko dzieci, sam już się do dziadersów zaliczam, a uwielbiam ten cykl.
Dlaczego? Bo przede wszystkim, tak po prostu, ?Cwaniaczka? świetnie się czyta. Nie ma znaczenia, że całość przeznaczona jest dla dzieci ani też to, że napisana została bardzo prostym językiem. Powieści Jeffa Kinneya, choć nieskomplikowane, nie są też infantylne, daleko im do bycia ugrzecznionymi czy ułagodzonymi, choć nie zawierają niczego niewłaściwego dla dzieci. Poza tym ?Dziennik cwaniaczka? przepełniony jest humorem i przygodami. Ale przygodami codziennymi, zwyczajnymi, które mogłoby się przydarzyć każdemu, gdyby tylko miał talent Grega do pakowania się w takie właśnie sytuacje.
No i miło to wszystko także wygląda, bo rzecz jest nie tyle ilustrowana, ile po prostu dzieląca miejsce tekstu z iście komiksowymi wstawkami. Wszystko to jest spójnie ze sobą połączone, stylistycznie bardzo proste, bez fajerwerków, takie jakby wyrwane z notesu, ale jak notes właśnie jest ta książka. Nawet cały tekst wpisany został w typowo zeszytowe linijki, a rysunki, stylizowane na to, że robił je główny bohater, wypełniają strony na równi z nim, dopowiadając czasem coś do historii i uzupełniając ją. I to w jak świetnym stylu.
Dlatego tak mi to wchodzi, tak mnie urzeka i bawi, choć swoje lata mam. I dlatego wciąż i wciąż, raz za razem chętnie tu wracam. I zamierzam wrócić przy okazji kolejnej części.
Opinia bierze udział w konkursie