Zaabsorbowani przyziemnymi problemami podążamy znajomymi ulicami. W umysłach rodzą się nowe pomysły, niekiedy abstrakcyjne. I tak jest każdego dnia.
?To jest bieg na wytrzymałość?
Czasem uwagę przykuje zadziwiający plakat albo niezwykłe fotografie. Niektóre są zadziwiające, choć niekoniecznie piękne. Tak jak mijani ludzie ? nie wszyscy olśniewają urodą. Mają rysy charakteru, które wymuszają na nas obejrzenie się wstecz. Zatrzymanie się.
Taka jest Hanna, upośledzona czternastoletnia dziewczynka. Ona ma w sobie to światło niezwykłe, które przyciąga ludzi. Jej ?nie? było tak miłe, że brzmiało jak ?tak?. Spotkani ludzie otwierali się przy niej, odsłaniali.
?To zdecydowanie obecność przezwyciężyła ostatnie przeszkody, to dziewczynka emanowała spokojem, który sprawiał, że ja, jako ktoś, kto zwyczajnie stoi obok niej, zmieniłem się w solidny receptor tajemnic: ponieważ byłem z Hanną, ludzie wierzyli mi w sposób niezwykły?
Marius bez wahania postanowił pomóc jej odnaleźć tatę. Ofiarował jej pomoc i z jej dotyku czerpał siłę. Szedł obok niej bez lęku pomimo zawrotów głowy. Utrzymywał fizyczny balans nad zatrważającą przepaścią. Świadomy opieki nad niepełnosprawną dziewczynką, Marius mierzył się z brakiem równowagi na poziomie mentalnym, psychicznym. Razem odkrywali świat niezwykły, tajemniczy, imponujący bogactwem artefaktów i maszyn, książek i słów. Przewodnik nie dostatecznie podziwiał ich niezwykłość, wyobrażał sobie ręce ludzi tworzących je. Mężczyzna nie odczuwał przesadnej odpowiedzialności za dziecko. Podjął zobowiązanie i trochę zadziwiony słuchał przygodnego znajomego.
?- Cóż ? powiedział Fried ? nie wiem, czy ten, co zostawił Hannę, zasługuje na naszą nienawiść i zemstę za dokonanie tego łotrostwa, porzucenie kogoś zbyt słabego, żeby choć odrobinę się bronić, czy też zasługuje na naszą wdzięczność?
Wdzięczność za przebudzenie w nich humanitaryzmu. Za świadomość narodowościową i społeczną. Za trwanie we wspólnocie ekumenicznej. Za dumę rasową zbudzoną w miejscu, gdzie na każdym kroku unosił się duch ofiar holocaustu.
Dziękuję Autorowi za światło nadziei, którym wskazywał drogę wyjścia z mroku. Dziękuję za piękno chwil i prawie wyczuwalnej obecności dziewczynki z zespołem Downa. Jest wdzięczny za czas refleksji nad sensem trwania w środku życia. Kłaniam się nisko przed mistrzem nastroju, słowa. Gonçalo M. Tavares porwał mnie w sam środek sfery metafizycznej. Ta opowieść jest jak sen, z którego nie chciałem się obudzić.