- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.enia, ale raczej sama w sobie stanowi akt duchowej służby. Wszystkie jej zmagania i tajemnice towarzyszyły mi niczym bajki, na jakich wychowują się inne dzieci. Często odtwarzam te historie w swoim dorosłym umyśle, szukając wskazówek na temat wewnętrznego życia tej kobiety, na której nieświadomie się wzorowałam. Nauczyciele powtarzali mi, że bycie Żydem polega na posiadaniu w sobie zelem Elohim, cząstki Boga. Bube jednak upierała się, że to obecność innych potwierdza naszą odmienność. Miałam wrażenie, że według niej przestalibyśmy być Żydami, gdy inni nie będą nas już nienawidzić za nasze pochodzenie. W mojej społeczności nie chodziło tylko o bycie Żydem, ale o to, jakim Żydem się jest. Istniały bowiem nieskończone odmiany żydowskości. Nawet jeśli ktoś był Aszkenazyjczykiem, w obrębie tej grupy funkcjonowały mniejsze kategorie, które diametralnie się różniły. Można było być Galicjanerem, Litwakiem albo Jeke. Do tego dochodziło wielu Żydów spoza kręgu aszkenazyjskiego, Sefardyjczycy, Mizrachijczycy, Bucharyjczycy, Jemenici, Wszyscy mieli więcej żydowskiego DNA niż ktokolwiek z nas, ale mimo to nie wolno nam było się z nimi zadawać. W naszej społeczności w Williamsburgu mieszkało kilka rodzin uchodźców z Kazachstanu, Jemenu, Argentyny czy Iranu. Ale nawet ci, których przodkowie jeszcze dwa pokolenia temu mieli domy w Europie, nie byli tacy jak my, ponieważ od tradycji dzieliły ich całe dwa pokolenia. Nie sposób było zrekompensować tego okresu, ponieważ w ciągu tych dwóch generacji znaczenie żydowskości zostało zdefiniowane na nowo. Wojna jeszcze bardziej pogłębiła nasze podziały. Teraz każda sekta przyjmowała wyłącznie członków o tym samym, czystym rodowodzie, ocalałych, którzy potrafili dowieść pochodzenia z konkretnego miasta lub regionu. Ów rodowód decydował o przynależności. Rzecz jasna, małżeństwa zawierano tylko w obrębie tego samego rodu, zatem każde dziecko w momencie przyjścia na świat miało już pełne drzewo genealogiczne. Te dzieci w swoich żyłach utrzymywały przy życiu sztetl. Miasta takie jak Bobowa, Wiśnicz, Kluż, Sanz, Puppa i Ger wciąż istniały, ponieważ potomkowie ich mieszkańców nie zapomnieli, skąd pochodzą. Odtworzyli pule genowe w odizolowanych dzielnicach Brooklynu, a choć oddzielające je bariery nie były w żaden sposób fizycznie zaznaczone, to jednak zapisały się w naszej zbiorowej świadomości i warunkowały orientację w czasie i przestrzeni. Nasz sztetl to Satmar, nazwany tak od wioski położonej nieopodal rodzinnych okolic moich dziadków, więc naturalnie do tej właśnie grupy należeli ze względu na ową historyczną bliskość. Satmarzy za wszelką cenę chcieli utrzymać wszystko w rodzinie. Wujowie żenili się z siostrzenicami, a kuzyni z kuzynkami. Nasza pula genowa kurczyła się z każdym rokiem, a krąg wokół nas coraz bardziej się zacieśniał. Nasi sąsiedzi, państwo Halberstamowie, byli kuzynostwem, dziećmi dwóch braci, a kiedy rodziło im się jedno dziecko chore na mukowiscydozę za drugim, łącznie siedmioro z dziewięciorga, władze zaczęły się im bliżej przyglądać. Trzeba było coś z tym zrobić. Kiedy miałam piętnaście lat, do szkoły przyszli lekarze w białych kitlach i rozłożyli sprzęt na podniszczonych ławkach, a my ustawiłyśmy się w kolejce, żeby oddać krew. Jedna po drugiej podwijałyśmy rękawy i zagryzałyśmy wargi, gdy igła wbijała się w skórę, starając się nie okazać słabości przed rówieśniczkami. W kolejnym roku rodziny miały zacząć wydawać nas za mąż, ale przedtem lekarze musieli przeanalizować nasz profil genetyczny. Program nosił nazwę Dor Jeszorim, Pokolenie Sprawiedliwych. Jeśli chcieliśmy zachować tradycję nieustannego łączenia się w pary w obrębie jednej grupy, w izolacji od innych, musieliśmy mieć pewność, że nie przekażemy chorób swoim potomkom. Zanim więc wybrano nam przyszłych małżonków, trzeba było porównać nasze geny i sprawdzić, czy nie jesteśmy nosicielami tych samych mutacji - nasze profile powinny być zbliżone, ale niezbyt podobne. Nikt nam jednak nie powiedział, co odkryto w naszej krwi. Była ona przechowywana w banku krwi pod ochroną. Każda z nas dostawała tylko numer, który można było zestawić z dowolnym innym numerem. Potem wystarczyło je porównać i już było wiadomo: ,,tak" albo ,,nie". Dwa lata później zadzwoniłam do banku, żeby podać mój numer i numer mojego przyszłego męża. Z zapartym tchem czekałam na odpowiedź. Wciąż gnębił mnie dawny lęk, że w moim DNA jest coś, co nie pasuje, coś, co wyjaśniłoby, dlaczego jestem taka, jaka jestem. - Mazel tow! - powiedzieli. - Gratulacje! Urodzisz wiele zdrowych dzieci. I tylko to się liczyło. Jeśli nawet znaleźli w mojej krwi coś, co się nie zgadzało, nie pisnęli ani słowa. *** Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
książka
Wydawnictwo Poradnia K |
Oprawa miękka |
Liczba stron 368 |
Szczegóły | |
Dział: | Książki |
Promocje: | wysyłka 24h |
Kategoria: | Biografie i wspomnienia, Listy, korespondencja, Wspomnienia |
Wydawnictwo: | Poradnia K |
Oprawa: | miękka |
Okładka: | miękka |
Wymiary: | 135x205 |
Liczba stron: | 368 |
ISBN: | 9788366555068 |
Wprowadzono: | 11.06.2021 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.